środa, 1 sierpnia 2012

2. Myślisz, że jak jesteś bogatą gwiazdką to wszystko ci wolno?


Dzisiaj bardzo długi więc życzymy przyjemnego czytania. A, i pamiętajcie CZYTASZ - KOMENTUJESZ. Chcemy zobaczyć ile osób tu zagląda i czy w ogóle jest sens pisać dalej. 
 -------------

*JESSICA*



Budzik zadzwonił o 6 rano. Szybko go wyłączyłam żeby nie budzić Klaudii. W końcu do pracy idziemy dopiero na 11, ale ja wolę wszystko rano przygotować, a jej dam spać. W końcu wczoraj dopiero przyjechała, a tyle atrakcji na raz jej zafundowałam. Nigdy nie dam spokoju moim bliskim. Nie, to nie dla mnie. Ja się muszę ciągle ruszać. Nie ma leniuchowania. - pomyślałam i pomału wstałam z łóżka. Rolety miałam zasłonięte. Stwierdziłam, że nie będę ich ruszać. Ściany miałam pomalowane na kolor biały, a drzwi były czerwone, więc nie trudno je zauważyć nawet w ciemnym pokoju, który mimo braku światła wydawał się jasny. Zgarnęłam jakieś ciuchy z krzesła i skierowałam się ku drzwi.
- Cholera! - wrzasnęłam. Wjechałam z drzwi. Chyba mam złamany noc. Boże. - O fuck! Pewnie obudziłam Klaudię - pomyślałam. Tym razem zapaliłam światło i pomału się odwróciłam zerkając na jej łóżko.
- Uff.. na szczęście jeszcze śpi. - mruknęłam.
Wychodząc z pokoju zgasiłam światło i skierowałam się do łazienki. Wzięłam szybki prysznic, wysuszyłam włosy, ubrałam się i poszłam do kuchni w celu zrobienia jakiegoś śniadania. Prawie zapomniałam! Klaudia pewnie jeszcze śpi. Pobiegłam szybko do pokoju i wskoczyłam jej na łóżko.
-Pani Malik! Pani Malik! Czas wstaaaaać! - krzyczałam i skakałam po łóżku.



*KLAUDIA*



- Mamo! Nieeee! Proszę nie odchodź! Proooszę! Nie zamykaj oczu!
- Kochanie, nie. Już na mnie czas. Ty za to masz jeszcze całe życie przed sobą. - usłyszałam. - Łap każdą okazję jaka nadarzy Ci się na Twojej drodze. KAŻDĄ! Rozumiesz? Każdą! Sama wiesz jak bardzo kochasz przygody, wyzwania. Jesteś odważna. - dodała.
Poczułam się lepiej jak usłyszałam jej słowa. Ona wiedziała jak mnie podnieść na duchu.
- Mamo, ale jeszcze nie teraz. Proszę. Poczekaj. Jeszcze są jakieś szanse. - szłam w jej stronę. Chciałam ją przytulić, ale nagle poczułam jak cały świat wariuje.
- Pani Malik! Pani Malik! Czas wstaaawaać! - usłyszałam.
Co? Jaka Pani Malik? O co tu chodzi? Całe łóżko się trzęsło. O nie. To znów ten sen. Tylko nie to. Kiedy to się skończy? Gdzie ja jestem? Jaka pani Malik? Co? Nakryłam na siebie kołdrę w celu dalszego leniuchowania.
- Nie ma spania! Dziś idziemy do pracy. Come on! Chodź! Dalej. Wyskakuj z tego wyra. Trzeba coś zjeść i się uszykować. - dalej ciągnęła ten swój monolog ściągając ze mnie kołdrę.
- No dobra, dobra. Już wstaję. Daj mi chwilę. - mówiłam zachrypniętym głosem. Nienawidzę tego mojego rannego głosu. Jest taki, taki męski. Może mam trochę zainteresowań męskich, ale to raczej po tacie, którego już dawno ze mną nie ma. Ale to nie zmienia faktu, że nadal jestem płcią piękną.
- Klaudii, idź do łazienki się przygotuj, a ja zrobię jakieś śniadanie, hmm? - zaproponowała wychodząc z pokoju.
Sięgnęłam do moich toreb w celu wyciągnięcia jakiś ubrań. Jeszcze nie zdążyłam się rozpakować po wczorajszym przylocie.
Sprawy w łazience zajęły mi jakieś 20 minut. Jak na mnie, to sukces. Zbiegłam szybko po schodach. Ledwo przekroczyłam próg kuchni, i już poczułam zapach naleśników.
- Mmmmm... tęskniłam za tym. - chyba ją przestraszyłam, bo aż podskoczyła.
- Jezu! Kobieto. Nie możesz schodzić głośniej? Przez Ciebie nie dożyję 30. - zaśmiała się.
- Dobra, dobra. Nie marudź. Gdzie masz te naleśniory?
- Masz, z serem i bitą śmietaną. - przysunęła do mnie talerz. - Tak jak lubisz. -dodała.
- Omnomnomnomn. Kocham Cię!
- Tak, tak. Jasne. Kochasz bardziej jedzenie. - odpowiedziała jednocześnie sięgając po swoją porcję.
- No eeeej. Przecież ten Najal czy jak on tam ma, też kocha jedzenie, a ma niezłą paczkę przyjaciół. - zaczęłam się wymądrzać.
- Buhahahahaha, kto?
- No Najal? Yyyy .. - zaczęłam się zastanawiać czy czegoś nie pomyliłam. O fuck. Chyba on ma jakoś inaczej na imię.
- Oj kochanie, kochanie. Niall! Niall! Czaisz? Tak, tak. Ma przyjaciół, bo akceptują go całego.
- Nie, no serio mówisz? Przecież ja Cię akceptuję. Nawet to, że w dzieciństwie jadłaś chrupki dla mojego psa. - dodałam wkładając kawałek naleśnika do ust.
- Oh god. Jeszcze to pamiętasz? Mniejsza z tym. Jedz, bo musimy zaraz wychodzić.
Naczynia włożyłam do zmywarki i pospiesznie założyłam niskie conversy.

Jakieś 40 minut później byłyśmy pod hotelem. Na ulicach siedziało mnóstwo dziewczyn, to zapewne ich fanki, bo tylko one są do tego zdolne.
- Jess, czy Ty to widzisz? - nie odwracając wzroku od nich próbowałam rękoma znaleźć swoją przyjaciółkę.
- Tak, widzę. To Directioners. Największe fanki na świecie jakie mogą być. Widzę je często w telewizji, bo tylko one potrafią w deszczu spać pod gołym niebem. - opowiadała mi.
Mimo, że kojarzę ten zespół od nie całej doby, to nawet się z nimi w pewien sposób związałam. Muszą być na prawdę niesamowici skoro tyle nastolatek aż tak się poświęca. Na moje szczęście nie będę musiała siedzieć na ulicy, tylko będę chodzić po hotelu.
- Jess, a czy mogę się trochę z nimi pobawić? - dodałam wchodząc do hotelu.
Oczywiście nie weszłam od tak sobie. Najpierw ochrona musiała odsunąć wszystkie dziewczyny od drzwi. Pokazałyśmy przepustki i skierowałyśmy się ku recepcji. Ona coś tam gadała z niejaką Kate, a ja poczułam jak ktoś mnie chwyta z nogi. W ułamku sekundy się odwróciłam i spojrzałam na buty. To było jakieś małe dziecko. Najsłodsze jakie widziałam.
- Lux! Lux! Gdzie jesteś? - usłyszałam.
To zapewne jej mama, albo opiekunka. - pomyślałam. Lux, bo pewnie tak ma na imię mały szkrab, od razu wyciągnęła do mnie ręce. Bez wahania wzięłam ją na ręce i usiadłam na kanapie, w holu.
- Oh Luuuux! Gdzie Ty się podziewałaś? - siadając obok mnie powiedziała do małej muszelki śliczna i młoda kobieta.
- Pani jest pewnie jej mamą, zgadza się? Mała znalazła mnie przy recepcji i wskoczyła mi szybko na ręce. Niech się pani nie martwi, wokół jest pełno ochroniarzy. - uspakajałam ją. - Jestem Klaudia. - wyciągnęłam rękę.
- Miło mi, jestem Lou. - ścisnęła moją dłoń. - Tak, jestem jej matką. Dziękuję, że się nią zaopiekowałaś. Niall się nią opiekował, ale Lux mu uciekła. W sumie, to nie pierwszy raz. - zaśmiała się.
- Niall? Niall? To ten co kocha jedzenie, tak? - zgadywałam.
- Hah, Directioners? Tak. Niall uwielbia jedzenie. Mógłby jeść cały dzień i noc. Jak się tu dostałaś? - spytała Lou.
- Wprawdzie, to nie jestem Directioners, ale kojarzę chłopaków. Wczoraj przyjechałam do przyjaciółki, to ona kojarzy ich wszystkich, i wie co uwielbiają. - wskazałam palcem na Jess. - Nie, nie. My będziemy kelnerkami. - szybko dodałam.
- Fakt, to teraz rozumiem. - na jej twarzy pojawił się uśmiech. Jaka ona śliczna. Teraz widać po kim Lux odziedziczyła urodę.
- Klaudia! Gdzie jesteś? Musimy iść! - usłyszałam głos mojej przyjaciółki.
- Tu! Jess! Tutaj! Chodź! - machałam jej przez cały hotel. Dziwne, że nawet nie zorientowała się, że odeszłam od niej.
Widziałam już jej wyraz twarzy z daleka. Jej oczy były jak pięciozłotówki. Uśmiech? Od ucha, do ucha. Chyba się zaczerwieniła.
- No, więc to jest Lou. Ty ją chyba bardziej kojarzysz ode mnie. - zaśmiałam się równo z matką małego szkraba.
- Hah, tak, tak. - wydusiła z siebie. W końcu.
- No nic. - powiedziała wstając z kanapy. -Tutaj masz mój numer jak coś, to dzwoń. - wręczyła mi kartkę Lou. Ja muszę iść nakarmić małą. Trzymajcie się. - przytuliła nas obie. Pożegnałam się szybko z Lux i zaciągnęłam przyjaciółkę na kanapę, bo wyglądała jakby miała zemdleć.
- Jezu! Kobieto. Może byś coś powiedziała? - mówiłam do niej, równocześnie pukając ją w czoło.
- Eeeeeee... Czy Ty wiesz z kim przed chwilą gadałaś? - Chyba doszła do siebie. Może uda mi się z nią normalnie pogadać.
- Eeee? Z Lou? Mamą Lux? Ponoć Niall się nią opiekował, tylko mała mu uciekła.
- Co?! Niall?! Oh God. Kobieto. Powinnaś skakać z radości.
- Dobra. Mniejsza z tym. Daj mi mp3. Muszę trochę posłuchać ich piosenek. - szybko powiedziałam wstając z kanapy. Jess ruszyła za mną.
- Masz, ale miej jeszcze jakikolwiek kontakt ze mną. - zironizowała.
- Nie marudź, kochana. Chyba muszę znać jakąś piosenkę.

Wsiadłyśmy do windy. Wcisnęłam guzik z numerem 6 i usiadłam na ziemi.
- Ty to się jednak nie zmieniłaś. Zawsze masz te jakieś swoje dziwactwa. - słyszałam, że ona coś tam gadała, ale nie zwracałam na nią większej uwagi.
Postanowiłam napisać do Lou. Może, to dziwne, ale potrzebowałam jakiegoś kontaktu z kimś kto nie jest Directioners, i nie jara się tym, że przed chwilą gadałam z mamą Lux.

"Może, to dziwne, że piszę, ale chciałam się dowiedzieć paru rzeczy o chłopakach. Z Jess, moją przyjaciółką dziś się chyba nie dogadam -.-' Powiedz mi. Czy muszę być sztywna? Nie mogę normalnie zagadać do chłopaków? God. Jakie dziwne pytania zadaje, ale no po prostu.. dziwnie się czuję. Nie wiem czy oni są wyluzowani czy są jak zwykłe gwiazdeczki. Xoxo"

Wysłałam.
Trochę dziwny SMS. Zabrzmiał jakbym się przejmowała. Jakbym liczyła, że coś się stanie. Nie wiem co właśnie mi się kręci w głowie.
Jest. Dojechałyśmy.
- Teraz szukaj pokoju o numerze 459. Tam są rzeczy na przebranie. - wyciągnęła słuchawki z moich uszu i zaczęła się rozglądać.
- No okej, okej. -odgarnęłam włosy i szłam dłuuugim korytarzem.
-Baby you light up my world like nobody else. - zanuciłam sobie. Chwila, chwila. Czy to nie jest jedna z piosenek One Direction? Możliwe.
- Jest! -wykrzyczała na cały hotel Jess.
- Keep calm, kobieto. - uśmiechnęłam się do niej.

Weszłyśmy, przebrałyśmy się i po 20 minutach znów siedziałyśmy w windzie.
Do Jess zadzwoniła mama. Coś tam uzgadniały ze sobą w sprawie noszenia tego jedzenia.
Poczułam wibracje w prawej kieszeni. O, to pewnie Lou. Nie myliłam się. Odpisała mi. Boże. Czułam się jak jakaś napalona fanka, bo ręce trzęsły mi się jak nigdy w życiu. Nawet na maturze nie byłam tak zdenerwowana. Może dlatego, że byłam wtedy przygotowana? Nie wiem.

"Hah, ze spokojem. O ile mi wiadomo, to nie ma być chłopaków wtedy w pokoju, ale bądź czujna :D Hmm .. bądź sobą. Nie, nie bądź sztywna. Bądź wesołą, optymistyczną dziewczyną. W ten sposób i Ty się poczujesz lepiej, i chłopaki. Uwierz mi. Oni w hotelach, tam gdzie nie dosięgają ich kamery są sobą. Wygłupiają się. Myślę, że z chęcią poznają jakąś fajną dziewczynę. A Niall, to już w ogóle. Pokocha Cię na wstępie. Za to, że przyniosłaś jedzenie, haha. Powodzenia! xoxo"

Uśmiechnęłam się sama do siebie. Fakt. Poznałam Lou nie całą godzinę temu, a mam wrażenie jakby ona była moją matką. Wiem, to dziwne. Cała jestem dziwna.
Włączyłam mp3 i usiadłam ponownie na ziemi.
Minęło parę sekund, a już byłyśmy na dole. W kuchni.
Oby dwie weszłyśmy do pomieszczenia, w którym były poukładane równo stoliki, a przy nich krzesła. Można, to nazwać jadalnią. Razem z Anną usiadłyśmy przy pierwszym, lepszym stoliku. Ann podała nam menu. W sumie nie wiem po co nam było potrzebne, przecież miałyśmy tylko podawać jedzenie... I to nie całemu hotelowi, tylko One Direction. Spojrzałam na Jessicę pytająco. Zauważyłam, że ona też nie wiedziała o co chodzi. Długo nie musiałyśmy czekać na wyjaśnienia. Na szczęście, bo widziałam, że Jess nie może już usiedzieć z podniecenia.
- Dobra laseczki. Zaraz Wam wszystko wyjaśnię. - westchnęłyśmy równo słysząc słowa, które wypowiedziała Anna. - Wiem, że miałyście zanieść jedzenie do pokojów chłopaków, ale ..
- Ale co? Ale, że nie? God. Mamo! Nie rób mi tego.. - Jessica zaczęła rozpaczliwie błagać rodzicielkę.
- Jess, keep calm. Daj Ann dokończyć. - przerwałam jej klepiąc ją równocześnie w czoło. Uwielbiam ją za to. Nikt nigdy nie mógł nic dokończyć opowiadać, bo ta już histeryzowała. W tych momentach strzelała takie miny, że nie pozostało mi nic innego prócz śmiania się. Jednak poprzeczka wisiała wysoko. Chodziło o spotkanie z One Direction, z samymi "Bogami Seksu" jak to ona zawsze mówiła, więc nie mogłam się wtedy z niej nabijać.
- Dziękuję, Klaudia. No więc, w pierwszy dzień będziecie roznosić jedzenie na salę. Będziecie ubrane w te same, białe fartuchy co teraz. - kontynuowała wskazując na nasze ubrania.
Fakt faktem nie były one akurat trendy, ale jak na fartuchy kelnerek były nawet wygodne, i nie wyglądały jak na różnych filmach. Czarne, przykrótkie z białym fartuszkiem przy pasie, który odkrywał prawie całe pośladki. Szczerze? To ucieszyłam się, gdy je pierwszy raz zobaczyłam.
Nasze fartuchy wyglądały całkiem inaczej. W sumie nie wiem czemu na nie mówią fartuchy skoro to zwykła, biała koszulka i czarne rurki. Natomiast na lewej piersi była wyszyta mała kieszonka. Zawsze zastanawiałam się po co takie kieszonki. Przecież w spodniach też są miejsca na telefony, długopisy czy cokolwiek innego.
- Tutaj są wasze plakietki z imionami - dodała wyciągając z torby czerwone prostokąty. - Przypnijcie je sobie do kieszeni na koszulce. Tak żeby każdy mógł Was zawołać po imieniu. - dodała i wyszła z pomieszczenia.
- Yyyy, ale że co? Czyli nie musimy chodzić po pokojach? – spytałam.
- Kurde nooo .. to nie tak miało wyglądać! Ja chciałam tylko poznać moich idoli! – Jessica usiadła ze smutkiem na ziemi, pod ścianą. – Inne dziewczyny marzą, aby przelecieć się z chłopakami, aby oni je pocałowali, żeby byli z nimi do końca dni, a ja? Ja chce ich tylko zobaczyć! Poprosić o autograf! Czy to na serio tak dużo? Wiedziałam, że to wygląda za dobrze, że to nie wyjdzie! – dodała szlochając.
I co ja mam jej powiedzieć? Przecież sama w to od początku nie wierzyłam.. Szczerze? Dla mnie, to jest takie .. bezcelowe.. bo oni są sławni, mają pełno kasy, wszystko co zapragną, to mają na pstryknięcie palcem. No cóż. Muszę ją jakoś pocieszyć. Słowami nie dam rady. Muszę COŚ zrobić. Coś co uświadomi jej, że nie jest sama. W sumie, to jej zachowanie podchodzi trochę pod „psycho-fankę”..
Naprawdę nie wiedziałam jak ją pocieszyć. Kucnęłam obok niej i po prostu ją przytuliłam.
- Nie martw się – powiedziałam. - To pewnie tylko dzisiaj.
- Ja ich nigdy nie poznam! - jęknęła. Widziałam jak wierzchem dłoni ociera łzę spływającą po jej policzku
- Poznasz. Obiecuję ci to.
- Niby co zrobisz?
Nie wiedziałam co odpowiedzieć. Na moje szczęście zawołała nas Ann. Poszłyśmy do niej.
- Nie obijać się. Dlaczego płaczesz? - zapytała widząc w jakim stanie jest jej córka.
- A takie tam! - odpowiedziałam za nią. - Nieważne.
- Mam nadzieję. Nie po to załatwiałam wam tę pracę byście teraz się wycofały. Klaudia zanieś to do stolika 3 – wskazała na 2 talerze z naleśnikami i filiżanki kawy. - A ty, Jess, idziesz do 1.Wzięłam moje zamówienie i poszłam do odpowiedniego stolika. Postawiłam wszystko i powiedziałam:
- Smacznego.
Po czym razem z moją przyjaciółka wróciłam do kuchni. Praca nie była trudna. Musiałyśmy tylko zanosić jedzenie, zbierać naczynia, być miłe i życzyć smacznego. O tej porze nie było wielkiego ruchu. Gorzej było gdy nadeszła pora obiadu. W pewnej chwili Jessica, która zanosiła zupę dla jakiegoś mężczyzny wróciła i zaczęła piszczeć.
- Aaaa, Klaudia! Nie wierzę! No nie wierzę!
- Jess uspokój się. Co się stało? - zapytałam łapiąc ją za ramion
- One Direction! Oni tam są! Aaaaaaa! Zayn na mnie spojrzał! Aaaaaa!- Jessica, keep calm! Ogarnij się!
Ann wskazała mi talerz. Wzięłam go i wyszłam na salę, na której znajdowały się stoliki. Mój wzrok machinalnie skierował się na stolik, gdzie siedziała 5 chłopaków. Jeden z nich zerknął na mnie. Ten w lokach. Harry czy jak mu tam było. Staram się zachować profesjonalizm. Postawiłam talerz przed kobietą i życzyłam jej smacznego, po czym z gracją i pewnością siebie wróciłam do kuchni.
- Aaaaa! Harry na ciebie patrzył! - moja przyjaciółka od razu do mnie dopadła.
- Sooo?
- Sooo... Aaaa! Nie wierzę!
- Jess, kochanie, ogarnij się.
- Nie mogę – przyznała.
- Dziewczyny zanieście to do stolika 5 – Ann wskazała na kilka talerzy, 5 szklanek i sztućce.
- Oni siedzą przy 5! - ucieszyła się Jessica.
- Może powinnam sama to zanieść? - mruknęłam.
- Nie! Ja ci pomogę!
- I tego właśnie się boję.
Wzięłyśmy wszystko i poszłyśmy do stolika chłopaków. Cały czas obserwowałam moją przyjaciółkę. Była bardzo podniecona. Ja traktowałam ich jak zwykłych klientów.
- Harry, właśnie takie auto mam zamiar sobie kupić – powiedział Zayn podając telefon koledze. - Co sadzisz?
- Świetne. Ja waham się między BMW, a Porsche.
Gdy Mulat zabierał swój telefon potrącił szklankę stawianą przez Jessicę. Cały sok wylał się na chłopaka.
- O Boże! Przepraszam! Ja nie chciałam! Naprawdę przepraszam – tłumaczyła się Jess.
- Kurwa! Nie, nic nie szkodzi. To ja potrąciłem szklankę.
- Naprawdę przepraszam!
- Co za personel... - mruknął pod nosem Niall.
- To było niechcący – warknęłam do niego.
- Jeszcze bezczelnie się odzywa.
- Ja naprawdę przepraszam – znów zaczęła moja przyjaciółka.
Zauważyłam, że miała łzy w oczach.
- Naprawdę nic się nie stało. To był wypadek spowodowany przeze mnie. Nie przejmuj się.... - Zayn spojrzał na tabliczkę z jej imieniem - … Jessica. Chłopaki ja idę się przebrać i zaraz wracam – zwrócił się do kolegów, po czym wstał i skierował się do wyjścia.
My wróciłyśmy do kuchni. Po przestąpieniu progu Jess rozpłakała się.
- Ej, Jess, przecież ten... No... Zayn się nie pogniewał – próbowałam ją pocieszyć.
- Ale on mnie znienawidzi! Już nie mam u niego szans.
- Jess weź się w garść! Dzięki temu cię zauważył.
- Może...
- Więc wyluzuj.
Mieliśmy chwilę przerwy więc same postanowiłyśmy coś zjeść. Dzięki temu, że Ann była kucharką mogłyśmy wybrać sobie coś z menu. Postawiłyśmy na spaghetti. Szybko je przygotowano i równie szybko zniknęło w naszych ustach.
- U tych z 5 trzeba zabrać talerze – powiedziała Lily, dziewczyna, która również pracowała tu jako kelnerka.
Razem z moją przyjaciółką spojrzałyśmy na siebie.
- Wyluzuj – powiedziałam. - Mamy szansę pokazać, że nie jesteśmy zwykłymi kelnerkami. I najważniejsze. Możesz pokazać, że nie jesteś taką niezdarą.
- Ech, jasne.
- Tylko się nie stresuj.
- Mhmm. Postaram się.
Wyszłyśmy z kuchni i skierowałyśmy się do ich stolika.
- Znowu ona – mruknął Niall – Zayn uważaj by naczynia nie wylądowały na tobie.
- Niall przestań – powiedziała reszta chórem.
- Myślisz, że jak jesteś bogatą gwiazdką to wszystko ci wolno i możesz traktować nas jak śmiecie? - warknęłam – Mylisz się blondynku.
Zerknęłam na Jessicę. Zayn właśnie trzymał rękę na jej tyłku. Widząc to miałam ochotę uderzyć go w twarz. W pewnej chwili wydawało mi się jakby wsuwał jej coś do kieszeni, ale to pewno tylko moje złudzenia.
- Poprosimy jeszcze 5 razy deser lodowy – usłyszałyśmy tego... kurde.... chłopaka w koszuli w kratę.
- Jasne – mruknęłam. Nadal byłam zła na blondyna.
Odeszłyśmy. W kuchni złożyłyśmy zamówienie i włożyłyśmy naczynia do zmywarki. Potem przytuliłam przyjaciółkę, która była strzępkiem nerwów.
- Nie takiego Zayna pokochałam. Nie takiego zboczonego.
Wsunęłam jej rękę do tylnej kieszeni spodni. Była tam jakaś karteczka. Wiem, że to nie moja własność, ale rozłożyłam ją i odczytałam na głos:

Przepraszam za Nialla. To moja wina. To ja potrąciłem szklankę. Nie przejmuj się. Już suchy schodzę na dół. Widziałem jak bardzo przejęłaś się tym wszystkim, ale nie masz czym. Chciałbym wynagrodzić Ci jakoś ten stres. Spotkajmy się o 10 p.m w parku niedaleko hotelu.
Zayn”

Moja przyjaciółka zaniemówiła.
- Jess – pomachałam jej ręką przed oczami – Jessica! Jessica!
- Yyy... Co? - zapytała jakbym wyrwała ją z transu.
- Zayn Malik zaprosił cię na randkę!
- Yyy, co? Nie, to jakaś pom.... przerwała upadając na ziemię.
- Jess! Jess -zaczęłam klepać ją po policzku.
Wreszcie się ocknęła.
- Co się stało?
- Zemdlałaś.
- Ale czemu? - zapytała siadając na krzesło.
- Zayn Malik się z tobą umówił.
Znów zaczęła piszczeć, więc wiedziałam, że wróciła stara, dobra Jessica.
- Dziewczyny, lody – usłyszałyśmy głos Ann.
- Sama je zaniosę – mruknęłam.
- Nie! Ja chcę! Liam potrzebuje widelca!
- Ale dobrze się czujesz?
- Tak!
Wzięłyśmy lody i poszłyśmy do chłopaków.
- Przepraszam – powiedział Liam. - Czy mógłby prosić....
- Widelec? Oczywiście – Jess posłała mu uśmiech.
- Dziękuję.
Widziałam jak jej wzrok spotkał się z wzrokiem Zayna. Widziałam jak oblewa ją lekki rumieniec.
Wróciłyśmy do kuchni.
- Pójdziesz do tego parku? - zapytałam.
- Szczerze? Nie wiem. No bo kurcze. To jest Zayn Malik! Mój Bóg Seksu! Mój idol!
- Oj nie przesadzaj.
- Nie przesadzam. Niby co ja mu powiem? Jeszcze ten incydent z sokiem.
- Jessica, ja ciebie nie ogarniam. Najpierw rozpaczasz, że go nie poznasz, a teraz gdy umówił się z tobą ty się wahasz.
- No ja wiem....
- No to nie ma o czym gadać tylko szykuj się na 10 p.m.
- Dziękuję ci.
- Mi? za co? - zapytałam zdziwiona.
- Za wszystko.
- Nie ma za co.
Przytuliłyśmy się. Reszta dnia minęła nam w spokoju. Nie spotkałyśmy więcej chłopaków. O 8 p.m. byłyśmy wolne więc jak najszybciej wróciłyśmy do domu. Ann pracowała do 10 p.m więc w domu byłyśmy same. Zamówiłyśmy pizze. W tym czasie wzięłyśmy prysznice i ubrałyśmy się w coś luźniejszego.
Jedząc pizzę oglądałyśmy TV. W pewnej chwili powiedziałam:
- Ale mnie ten blondyn dzisiaj zdenerwował.
- Nie wiedziałam, że on taki jest.
- Ugh. Jest u mnie na spalonej pozycji.
- Już nigdy nie porównam Cię do niego.
- Mam nadzieję.
- Mmm... Klaudia?
- Tak? - spojrzałam na nią pytającym wzrokiem.
- Pomogłabyś mi przygotować się do tego spotkania?
- Jasne!
- Chodźmy do góry.
Wzięłyśmy niedokończoną pizzę i poszłyśmy do naszego pokoju. Od razu skierowałyśmy się do jej garderoby. Po chwili namysłu westchnęła:
- Ja nie mam się w co ubrać!
- Mam pomysł. Jeżeli chcesz to mogę pożyczyć ci moją białą, asymetryczną spódniczkę i do tego może.... hmm... Ta bluzka – sięgnęłam po kremową bluzkę z wieszaka.
- Och dziękuję! A buty?
- Myślę, że vansy będą odpowiednie – sięgnęłam po białe obuwie.
- Kocham cię!
- Tak, tak. Ja ciebie też.
Szybko się przebrała, a potem zrobiłam jej makijaż. W końcu zaczęłam pleść jej kłosa. W pewnej chwili odezwałam się:
- Jessy...
- Tak?
- Ten w lokach to Harry, tak?
- Mhm.
- Opowiedz mi coś o nim.
- Więc.... Harry ma 18 lat i pochodzi z Holmes Chapel. Podobno jest wielkim maminsynkiem. Lubi myśleć o sobie, że jest romantyczny. I taki jest. Podobno kiedyś na jakimś mostku ustawił świeczki i zaprosił swoją dziewczynę, ale ona nie przyszła.
- Ugh. Bolesne. Mów dalej.
- Kiedyś umawiał się z 32 latką.
- O fuuu!
- Spokojnie. Wydaje mi się, że to dlatego, bo bardzo tęsknił za mamą. Jeśli wiesz o co mi chodzi. Jego słabością są koty.
- Dzięki.
- Klaudia...?
- Tak?
- Zakochałaś się, prawda?
- No coś ty! Ja nie bujam w obłokach jak ty.
- Jasne, jasne. Wmawiaj sobie. Ja i tak wiem swoje.
- No ale naprawdę!
- Tak, jasne. To ja ciągle marzę o księciu z bajki, z którym będę żyła długo i szczęśliwie – powiedziała Jessica z ironią.
- Oj, dobra. Ale to i tak nic nie znaczy. Chciałam się tylko dowiedzieć.
- Mhmm. Nie martw się. Harry jest wolny.
- Ej! Co mnie to obchodzi?
- Jasne, jasne. Nic.
- Ech, wkurzasz mnie.
- Też cię kocham.
- Gotowe.
- Dziękuję.
Spojrzałam na zegarek. 9:25 p.m.
- Boję się trochę o ciebie. Może powinnam cię odprowadzić? - zaproponowałam.
- Spokojnie. Nic mi się nie stanie.
- Będę trzymać kciuki.
- Dziękuję.
Jessica założyła jeszcze kilka złotych bransoletek na ręce oraz popsikała się swoimi ulubionymi perfumami playboy, których używała odkąd pamiętam.
- Jestem taka zestresowana.
- Nie ma czym. Będzie dobrze.
- Mam nadzieję. Chyba już wyjdę. Nie chcę się spóźnić. Najwyżej poczekam. Powiesz mojej mamie, że wyszłam?
- Oczywiście.
Zeszłyśmy na dół. Po drodze Jess spakowała do torebki telefon, portfel, błyszczyk oraz małe lusterko.
- Klaudia, boję się – przyznała stojąc przed drzwiami wyjściowymi.
- Jessica, przestań! Nie masz czego się bać. Jeżeli coś będzie nie tak to po prostu wróć do domu. Ale ja wiem, że będzie świetnie.
Przytuliłyśmy się po czym zostałam w domu sama.

21 komentarzy:

  1. O kurwa świetnie <3 to mnie Nialler wkurwił, uhhh! Cham jebany xD Świetne! A najlepsze to w restauracji! Czekam na następny!! Hohoho

    OdpowiedzUsuń
  2. Awwwwwwww! Genialne. *.* Długość - idealna, treść - idealna. ;3

    OdpowiedzUsuń
  3. Zajebiste <3 Czekam na kolejne rozdziały :)

    OdpowiedzUsuń
  4. zajebisty ! +wkręccie mnie tam z Niallem xd/Marika - mucha

    OdpowiedzUsuń
  5. jej *.* . super . czekam na następny rozdział ♥♥

    OdpowiedzUsuń
  6. Nie podoba mi się. Oklepane, tandetne i takie jak większość opowiadań.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję, że poświęciłaś/poświęciłeś czas, i przeczytałaś/przeczytałeś :)

      Usuń
    2. Spoko, to były 3 zmarnowane minuty mojego życia.

      Usuń
    3. Przykro mi :) Zrobiłaś to dobrowolnie. Nikt Ci nie kazał :P

      Usuń
    4. Zrobiłaś? Skąd pewność, że jestem dziewczyną?

      Usuń
    5. Jezu, jak od Ciebie na odległość "jedzie" nienawiścią i złością -.-
      Nie podoba Ci się, nie wchodzisz i nie czytasz.
      Albo wchodź - nabijasz nam licznik wejść. A, i przy okazji komentarzy.
      I mam gdzieś czy jesteś chłopakiem czy dziewczynę (wyczuwam opcję 1). Jesteś typowym "słowianinem". Niczym nie potrafi się pochwalić tylko komentować pracę innych. Ok, masz prawo, ale nie oceniaj, że tandetne po dwóch częściach.
      Idź leczyć swe kompleksy gdzie indziej. I pochwal się swoim dziełem.
      A tak btw. to miałbyś (człowieku) choć krztę odwagi i podpisał się. A, nie. Zapomniałam. W internecie można pisać wszystko, bo jest się anonimowym ^^
      Żenada -.-

      Usuń
    6. Dziewczyno radzę zastanowić się dwa razy zanim cokolwiek napiszesz. Czytałem z ciekawości, i oceniam. Na tym polegają komentarze jakbyś oczywiście nie wiedziała. Niestety nie spodobało mi się, a że krytyka aż tak Cię boli to już nie moja wina.
      Poza tym wpadłem tu przypadkiem i nawet gdybym się podpisał to i tak mnie nie znasz ;) Dziwne, że innym anonimowym gościom na Twoim blogu nie zwracasz na to uwagi. Pozdrawiam.

      Usuń
    7. Dobra. Może koleżanka przesadziła, ale po co dalej prowadzisz tą rozmowę? :) Podziękowałam, i już. Nie musisz dalej pisać, że to są zmarnowane 3 minuty życia, bo to było chamskie x.x' Okej. Wbiłeś. Przeczytałeś. Skomentowałeś. Koniec :)

      Usuń
    8. Bo lubię takie niewyżyte nastolatki ;)
      Poza tym Twoja tzw. koleżanka naskoczyła na mnie, dlatego musiałem jej wyjaśnić to i owo.

      Usuń
  7. No czemu robisz z Niall'a taką mende ? To nasz kochany Niall :D.
    A rozdział rucham .

    OdpowiedzUsuń
  8. opowiadanie jest ciekawe, ale może postarałybyście się nie nadużywać angielskich słów, a w szczególności "keep calm" ? w pewnym momencie zaczęło mnie to irytować. czekam na nowy rozdział i liczę na poprawę ;> xx

    OdpowiedzUsuń
  9. God... to jest genialne brak słów boskie piszcie dalej nie mogę się doczekać :*

    OdpowiedzUsuń