*KLAUDIA*
Od
razu po skończonej szkole średniej, w wakacje wyjechałam do
Irlandii.
Od 4
lat mieszkała tam moja przyjaciółka. Praktycznie znałam ją od
urodzenia. Traktowałam ją jak siostrę, w sumie nie tylko ja. Moja
matka także.
Jessica
wraz z matką wyprowadziła się zaraz po skończeniu drugiej klasy
gimnazjum. Było mi smutno, bo miałam tylko ją.
Otaczały
nas same zadumane w sobie dziewczyny w szpileczkach, za krótkich
bluzeczkach w panterkę.
Nawet
przez myśl mi nie przeszło, że po wyjeździe Jessiki miałabym
zacząć trzymać jedną z nich. Nigdy w życiu.
Lot
minął mi bardzo szybko. Na sam początek miałam zamieszkać wraz z
przyjaciółką. Tylko ja i ona. Jeden pokój. Jeden dom. Jednym
słowem SZALEŃSTWO. Jednak na początku jej matka nie chciała się
zgodzić. Mimo wszystko bała się czegoś. Po długich namowach
swojej córki, zgodziła się.
Zaraz
po tym jak wysiadłam z samolotu próbowałam jak najszybciej dotrzeć
do Jessici Biegłam z torbami jak oszalała. Ciągle trąciłam kogoś
nieznajomego i przepraszałam.
Jest.
Dotarłam. Czuje ją. Czuje jak ląduje w jej ramionach. Popłakałam
się. Ona również. To łzy szczęścia. Nie żałowałam ich. W
końcu nie widziałyśmy się z przeszło 4 lata. Przytuliłam
również jej mamę.
-
Dziękuję! Dziękuję! I jeszcze raz dziękuję za to, że mogę u
Was mieszkać. Myślę, że nie narobię dużego kłopotu własną
osobą. - dodałam tuląc się w jej rodzicielkę. Wiedziałam, że
możesz do niej odzywać się jak do własnej matki. Nie, w sumie jak
do ciotki. Ona nawet nie miała nic przeciwko żebym mówiła do niej
po imieniu. Żebym traktowała ją jak swoją przyjaciółkę, ale
jednocześnie nie mogę zapominać, że jest ona osobą starszą od
mnie, więc należy jej się większy szacunek niż do rówieśników.
-
Klaudia nie przesadzaj. Przecież wiesz, że nie mogłam się nie
zgodzić. Mam nadzieję, że Ci się tutaj spodoba. - dodała.
-
Mając obok siebie Was niczego mi nie będzie brakować. Od dziś już
niczego. - powiedziałam z dumą.
Podnosiłam
z ziemi torby. Było ich sporo. Chyba z 5. Sama się dziwiłam, że
dałam radę je wszystkie zabrać. Cóż, to graniczyło z cudem. W
końcu jestem już kobietą. W jedną torbę na pewno się nie
zmieszczę.
-
Chodźcie. Ja zawiozę torby do domu, a Wy pójdziecie już na
miasto, co? - zaproponowała mama Jessiki
- W
sumie? Czemu nie. - powiedziałam równo z Jess, po czym zaczęłyśmy
się równo śmiać.
- Ahh
.. brakowało mi tego.
- Mi
też, mi też. - dodałam tuląc ją.
-
Dobra, laseczki! Czas się zbierać.
Pomogłam
spakować torby do samochodu, pożegnałam Annę i wyruszyłyśmy w
miasto.
Niedaleko
było centrum handlowe. Zaproponowałam abyśmy zasmakowały
tutejszych słodkości. Jess nie miała nic przeciwko.
-
Mamo! Jak tu pięknie! Nawet nie wyobrażałam sobie, że tu będzie
tak pięknie! - mówiłam z zachwytem.
-
Haaha, tak samo zareagowałam jak wyszłam pierwszy raz z lotniska.
Chodź! - pociągnęła mnie Jessica. - Muszę Ci opowiedzieć o
pewnym zespole. - dodała siadając na ławce.
-
Jeju! Keep calm, dziewczyno. - zaśmiałam się. - Mamy sporo czasu
na pogaduszki.
- No w
tym temacie nie mamy zbyt dużo. Uwierz mi.
- No
dobra, poddaję się. Mów o co biega.
-
Pamiętasz jak wspominałam Ci o tych pięciu przystojniakach z
X-factor'a? - zapytała.
-
Nooooo, coś tam wspominałaś. Jakiś boysband czy coś. Nie wiem,
nie ogarniam.
- No
właśnie! To ten. - od razu uśmiech pojawił się na jej twarzy.
-Oni akurat są w Irlandii, rozumiesz!? - wydarła mi się do ucha.
-Sooooooo?
What? - nadal nie wiedziałam co ona ma na myśli. -Przecież ja ich
nawet nie znam. Z resztą oni są gwiazdami. Czyli są nieosiągalni.
-
Jezu. Ty znów nic nie kapujesz. - westchnęła. - Przypomnij sobie.
Ten z czarnymi włosami, Zayn. Kojarzysz?
- No
tego przystojniaka kojarzę, ale co mi do tego? Nic o nim nie wiem. Z
resztą o co Ci chodzi? Wal śmiało!
-
Doobra. Jak chcesz. Jak już wspominałam oni są w Irlandii. Tu
gdzie My teraz.
- No
co Ty nie powiesz? - lekko się z niej nabijałam.
- No
przestań! - klepnęła mnie w ramię. - Szanse jakieś są, wiesz o
tym. Chciałabym ich poznać. Nawet nie wiesz jak bardzo. Przy okazji
może uda nam się umówić Ciebie z Zaynem - uniosła brwi
podkreślając tonem imię chłopaka.
-
Hahahaha, wiesz, że Cię kocham, ale oni nas wezmą za zwykłe
fanki. Nic poza tym. Zrozum. - próbowałam ją sprowadzić na
ziemię. - Z resztą jakbyś chciała się do nich dostać? - w
sumie, to czemu nie? Pewnie szanse są marne, ale uwielbiam przygody.
A z Jess, to już w ogóle nie ma co mówić. - pomyślałam.
Przecież nie mam nic do stracenia.
-
Kobieto! Jaka Ty ciemna jesteś. Zupełnie jak te panterki z
gimnazjum.
- No
dobra, dobra. Nie przesadzaj, to przez ten lot. - zachichotałam. -
Mów dalej o co biega.
- No,
więc moja mama jest kucharką w hotelu, w którym zatrzyma się One
Direction. Ona wie jak bardzo jaram się nimi, więc znalazła dla
nas pracę.
- Co?
Ledwo przyjechałam a Ty mi o pracy wyjeżdżasz. Dobra, dobra. Co
dalej?
-
Kurna. Ogarnij się. Proszę. - powiedziała wstając, okrążając
ławkę i siadając z powrotem obok mnie. - Skoro moja mama jest
kucharką, to my będziemy kelnerkami! Zrozum Będziemy im zanosić
jedzenie! Proszę! Zgódź się! - namawiała mnie. Miałam inne
wyjście? W sumie, to nie. Nie powiem, że to nie kiepski plan.
Przecież ja uwielbiam przygody. Dobra. Zgodzę się.
- Emmm
... no nie wiem. - utrzymywałam ją w napięciu.
-
Klaudia! Nad czym Ty się chce zastanawiasz? - odpowiedziała z
powagą.
- Oj,
Jessy, Jessy, Jessy – mówiłam do niej pieszczotliwie. - Przecież
mnie znasz. Kocham przygody, z Tobą w roli głównej, to już w
ogóle. Tak!
- Co
tak? Zgadzasz się?
- No
peeeewniee! Jeszcze masz wątpliwości?
-
Jenyy! Kocham Cię! - przytuliła mnie. -To od jutra zaczynamy.
-Co!?
- uwolniłam się od jej uścisku! - Już jutro? Chyba sobie
żartujesz?
-
Haha, nie debilu. Chodź. - znów mnie pociągnęła. Cholera. Czy
ona kiedyś oduczy się mnie tak zaciągać. Przyjdzie dzień, a
urwie mi rękę. - pomyślałam.
Jessica
zadzwoniła po swoją mamę, żeby po nas przyjechała. Czyli nici z
lodów. Cały czas siedziałyśmy na ławce w parku. Mówi się
trudno. Teraz musimy się skupić jak utrzymać większy kontakt z
chłopakami, bo chyba nie chcemy żeby nas kojarzyli jako kolejne
kelnerki w jakimś tam hotelu. Trzeba obmyślić plan.
Po 30
minutach byłyśmy w domu. Od razu poszłam do lodówki coś zjeść.
Nie czułam się już jako gość, tylko jako członek rodziny.
-No,
a Ty to cały Horan! - usłyszałam głos za sobą.
-Co?
Jaki Horan? Nie rozumiem.
-Hahaha, dobra. Chodź. Opowiem Ci parę zdań o nich. - pokazała
palcem na kanapę w salonie.
Bez
wahania wzięłam chrupki i sok pomarańczowy ze sobą, usiadłam na
kanapie i zaczęłam spożywać mój pierwszy posiłek od dotknięcia
ziemi Irlandzkiej.
-Jest
ich pięciu. Niall Horan, Zayn Malik, Liam Payne, Harry Styles i
Louis Tomlinson. Niall kocha jeść. Dlatego nazwałam Cię
„Horan'em” w kuchni, bo pierwsze co, to do lodówki biegniesz. -
zaśmiałyśmy się obie.
-
Dobra, dobra. Mów coś o Zayn'ie! - wykrzyczałam.
-
Chwila, chwila. Uno momento. Zayn na końcu.
- No
eeejj, nie rób mi tego...
-
Cicho siedź i słuchaj! - powiedziała. - Harry. On kocha koty. Ma
wielkie loki na głowie, dołeczki jak się uśmiecha i jest bardzo
związany z Louisem. Mówią na nich Larry.
-
Larry, że co? - spytałam zdziwiona.
- No,
bo w One Direction są takie BROmance. Największym jest właśnie
Larry. - szybko mi wytłumaczyła.
Oh
god. Bromance, srance. Co oni jeszcze tam ukrywają? Nie wiem czy
zdołam tak dużo o nich zapamiętać. - pomyślałam.
- Skup
się! - przerwała mi. - Skoro jesteśmy przy Larry'm, to Louis
kocha marchewki no i Harry'ego. Teraz Liam.
-
Czekaj, czekaj. Niall ~ jedzenie, Harry ~ koty, Louis ~ marchewki,
Harry i Louis, to Larry. Teraz Liam? Nie zapamiętam. Mamo! To gorzej
niż matematyka. - przerwałam jej ze strachem w oczach.
-
Hahaha, ze spokojem. Najważniejsze żebyś zapamiętała ich imiona.
Dobra. Liam jest uważany za 'tatusia' zespołowego. On zawsze ma
głowę na karku. Teraz pamiętaj! ON NIENAWIDZI ŁYŻECZEK!
-
Buhahahahhahahahahahahhahaha, że co?! Łyżeczek? Buhahahahahha. -
wybuchnęłam niespodziewanym śmiechem. Że co? Jak można nie lubić
łyżeczek? Dziwny człowiek, dziwny.
-
Are you fucking kidding me? Nie żartuj sobie ze mnie teraz.
Wiem, to jest śmieszne, ale na serio pamiętaj, bo jak dasz mu
łyżeczkę, to on chwyci Buzza i jest po Tobie.
-
Kurna, chwilunia. Z czym Ty do mnie wyjeżdżasz?
- No
Buzz. Z Toy Stroy. - puknęła mnie w czoło. - Pamiętaj! Liam kocha
Toy Story, ale nienawidzi łyżeczek.
-
Dobra, dobra. Teraz Zayn!
- Ehe.
- westchnęła.
- Nie
wzdychaj, tylko gadaj!
-
Dobra, dobra. Zayn. On kocha lustra. Ma manie na punkcie swojego
wyglądu. Musi zawsze wyglądać perfekcyjnie, zawsze! Więc nie
zdziw się jak będzie poprawiał co chwile fryzurę.
- Lol,
żartujesz? Mamo, to ja myślałam, że za bardzo dbam o siebie.
- No
widzisz, a jednak. - dodała.
-
Emmmm, i to wszystko?
- Oh
god! Zapomniałam o najważniejszym! - widziałam jej przerażenie w
oczach.
-
Mamo! Co? Gdzie? Jak? - wystraszyłam się.
-
HARRY UWIELBIA BIEGAĆ NAGO!
-
Eeeeeeeeeeeeeee...? - mimowolnie otworzyła mi się buzia.
-
Hahaha, no nie patrz tak na mnie, tylko nie się nie przestrasz jak
wejdziesz do pokoju z wózkiem jedzenia, a tam taki golas będzie
latać. - zaśmiała się Jess.
-
Okeeeeeey. Zaczyna mnie to przerażać.
-
Koniec na dziś. Czeka nas jutro wielki dzień. - dodała wstając z
kanapy. - W łazience na piętrze masz uszykowane rzeczy. Wykąp się,
przebierz i wbijaj do mnie.
-
Okeeey.
Poszłam
jak kazała. Oh god. Jaki ona ma dom. Jakie schody.
W
łazience przesiedziałam chyba z jakieś 30 minut. Od razu poszłam
do jej pokoju. Szybko trafiłam. Jej drzwi się wyróżniały. Były
w moim ulubionym kolorze - czerwone.
Nie
zdążyłam otworzyć drzwi, a już usłyszałam chyba ich piosenkę.
Tak, nie myliłam się. To była piosenka One Direction.
- Jaka
Ty szybka. Rozumiem, że przez całą noc będą lecieć te
pioseneczki? - wydarłam się na cały pokój.
- Nie
marudź, tylko kładź się już spać. Dziś tej nocy nie
przegadamy. Przykro mi. - dodała wyłączając światło i muzykę w
pokoju.
Ułożyłam
się szybciutko pod ciepłą kołderką i w ułamku sekundy usnęłam.
Proszę państwa.... Pierwszy koment! Jest pięknie :P
OdpowiedzUsuńBoskie <3
OdpowiedzUsuńHhahhaha dobre dobre :D
OdpowiedzUsuńHahahahahha. Zajebiste! :D <3
OdpowiedzUsuń