niedziela, 29 lipca 2012

1. To były łzy szczęścia....


*KLAUDIA*


Od razu po skończonej szkole średniej, w wakacje wyjechałam do Irlandii.
Od 4 lat mieszkała tam moja przyjaciółka. Praktycznie znałam ją od urodzenia. Traktowałam ją jak siostrę, w sumie nie tylko ja. Moja matka także.
Jessica wraz z matką wyprowadziła się zaraz po skończeniu drugiej klasy gimnazjum. Było mi smutno, bo miałam tylko ją.
Otaczały nas same zadumane w sobie dziewczyny w szpileczkach, za krótkich bluzeczkach w panterkę.
Nawet przez myśl mi nie przeszło, że po wyjeździe Jessiki miałabym zacząć trzymać jedną z nich. Nigdy w życiu.

Lot minął mi bardzo szybko. Na sam początek miałam zamieszkać wraz z przyjaciółką. Tylko ja i ona. Jeden pokój. Jeden dom. Jednym słowem SZALEŃSTWO. Jednak na początku jej matka nie chciała się zgodzić. Mimo wszystko bała się czegoś. Po długich namowach swojej córki, zgodziła się.

Zaraz po tym jak wysiadłam z samolotu próbowałam jak najszybciej dotrzeć do Jessici Biegłam z torbami jak oszalała. Ciągle trąciłam kogoś nieznajomego i przepraszałam.
Jest. Dotarłam. Czuje ją. Czuje jak ląduje w jej ramionach. Popłakałam się. Ona również. To łzy szczęścia. Nie żałowałam ich. W końcu nie widziałyśmy się z przeszło 4 lata. Przytuliłam również jej mamę.
- Dziękuję! Dziękuję! I jeszcze raz dziękuję za to, że mogę u Was mieszkać. Myślę, że nie narobię dużego kłopotu własną osobą. - dodałam tuląc się w jej rodzicielkę. Wiedziałam, że możesz do niej odzywać się jak do własnej matki. Nie, w sumie jak do ciotki. Ona nawet nie miała nic przeciwko żebym mówiła do niej po imieniu. Żebym traktowała ją jak swoją przyjaciółkę, ale jednocześnie nie mogę zapominać, że jest ona osobą starszą od mnie, więc należy jej się większy szacunek niż do rówieśników.
- Klaudia nie przesadzaj. Przecież wiesz, że nie mogłam się nie zgodzić. Mam nadzieję, że Ci się tutaj spodoba. - dodała.
- Mając obok siebie Was niczego mi nie będzie brakować. Od dziś już niczego. - powiedziałam z dumą.
Podnosiłam z ziemi torby. Było ich sporo. Chyba z 5. Sama się dziwiłam, że dałam radę je wszystkie zabrać. Cóż, to graniczyło z cudem. W końcu jestem już kobietą. W jedną torbę na pewno się nie zmieszczę.
- Chodźcie. Ja zawiozę torby do domu, a Wy pójdziecie już na miasto, co? - zaproponowała mama Jessiki
- W sumie? Czemu nie. - powiedziałam równo z Jess, po czym zaczęłyśmy się równo śmiać.
- Ahh .. brakowało mi tego.
- Mi też, mi też. - dodałam tuląc ją.
- Dobra, laseczki! Czas się zbierać.
Pomogłam spakować torby do samochodu, pożegnałam Annę i wyruszyłyśmy w miasto.
Niedaleko było centrum handlowe. Zaproponowałam abyśmy zasmakowały tutejszych słodkości. Jess nie miała nic przeciwko.
- Mamo! Jak tu pięknie! Nawet nie wyobrażałam sobie, że tu będzie tak pięknie! - mówiłam z zachwytem.
- Haaha, tak samo zareagowałam jak wyszłam pierwszy raz z lotniska. Chodź! - pociągnęła mnie Jessica. - Muszę Ci opowiedzieć o pewnym zespole. - dodała siadając na ławce.
- Jeju! Keep calm, dziewczyno. - zaśmiałam się. - Mamy sporo czasu na pogaduszki.
- No w tym temacie nie mamy zbyt dużo. Uwierz mi.
- No dobra, poddaję się. Mów o co biega.
- Pamiętasz jak wspominałam Ci o tych pięciu przystojniakach z X-factor'a? - zapytała.
- Nooooo, coś tam wspominałaś. Jakiś boysband czy coś. Nie wiem, nie ogarniam.
- No właśnie! To ten. - od razu uśmiech pojawił się na jej twarzy. -Oni akurat są w Irlandii, rozumiesz!? - wydarła mi się do ucha.
-Sooooooo? What? - nadal nie wiedziałam co ona ma na myśli. -Przecież ja ich nawet nie znam. Z resztą oni są gwiazdami. Czyli są nieosiągalni.
- Jezu. Ty znów nic nie kapujesz. - westchnęła. - Przypomnij sobie. Ten z czarnymi włosami, Zayn. Kojarzysz?
- No tego przystojniaka kojarzę, ale co mi do tego? Nic o nim nie wiem. Z resztą o co Ci chodzi? Wal śmiało!
- Doobra. Jak chcesz. Jak już wspominałam oni są w Irlandii. Tu gdzie My teraz.
- No co Ty nie powiesz? - lekko się z niej nabijałam.
- No przestań! - klepnęła mnie w ramię. - Szanse jakieś są, wiesz o tym. Chciałabym ich poznać. Nawet nie wiesz jak bardzo. Przy okazji może uda nam się umówić Ciebie z Zaynem - uniosła brwi podkreślając tonem imię chłopaka.
- Hahahaha, wiesz, że Cię kocham, ale oni nas wezmą za zwykłe fanki. Nic poza tym. Zrozum. - próbowałam ją sprowadzić na ziemię. - Z resztą jakbyś chciała się do nich dostać? - w sumie, to czemu nie? Pewnie szanse są marne, ale uwielbiam przygody. A z Jess, to już w ogóle nie ma co mówić. - pomyślałam. Przecież nie mam nic do stracenia.
- Kobieto! Jaka Ty ciemna jesteś. Zupełnie jak te panterki z gimnazjum.
- No dobra, dobra. Nie przesadzaj, to przez ten lot. - zachichotałam. - Mów dalej o co biega.
- No, więc moja mama jest kucharką w hotelu, w którym zatrzyma się One Direction. Ona wie jak bardzo jaram się nimi, więc znalazła dla nas pracę.
- Co? Ledwo przyjechałam a Ty mi o pracy wyjeżdżasz. Dobra, dobra. Co dalej?
- Kurna. Ogarnij się. Proszę. - powiedziała wstając, okrążając ławkę i siadając z powrotem obok mnie. - Skoro moja mama jest kucharką, to my będziemy kelnerkami! Zrozum Będziemy im zanosić jedzenie! Proszę! Zgódź się! - namawiała mnie. Miałam inne wyjście? W sumie, to nie. Nie powiem, że to nie kiepski plan. Przecież ja uwielbiam przygody. Dobra. Zgodzę się.
- Emmm ... no nie wiem. - utrzymywałam ją w napięciu.
- Klaudia! Nad czym Ty się chce zastanawiasz? - odpowiedziała z powagą.
- Oj, Jessy, Jessy, Jessy – mówiłam do niej pieszczotliwie. - Przecież mnie znasz. Kocham przygody, z Tobą w roli głównej, to już w ogóle. Tak!
- Co tak? Zgadzasz się?
- No peeeewniee! Jeszcze masz wątpliwości?
- Jenyy! Kocham Cię! - przytuliła mnie. -To od jutra zaczynamy.
-Co!? - uwolniłam się od jej uścisku! - Już jutro? Chyba sobie żartujesz?
- Haha, nie debilu. Chodź. - znów mnie pociągnęła. Cholera. Czy ona kiedyś oduczy się mnie tak zaciągać. Przyjdzie dzień, a urwie mi rękę. - pomyślałam.
Jessica zadzwoniła po swoją mamę, żeby po nas przyjechała. Czyli nici z lodów. Cały czas siedziałyśmy na ławce w parku. Mówi się trudno. Teraz musimy się skupić jak utrzymać większy kontakt z chłopakami, bo chyba nie chcemy żeby nas kojarzyli jako kolejne kelnerki w jakimś tam hotelu. Trzeba obmyślić plan.
Po 30 minutach byłyśmy w domu. Od razu poszłam do lodówki coś zjeść. Nie czułam się już jako gość, tylko jako członek rodziny.
-No, a Ty to cały Horan! - usłyszałam głos za sobą.
-Co? Jaki Horan? Nie rozumiem.
-Hahaha, dobra. Chodź. Opowiem Ci parę zdań o nich. - pokazała palcem na kanapę w salonie.
Bez wahania wzięłam chrupki i sok pomarańczowy ze sobą, usiadłam na kanapie i zaczęłam spożywać mój pierwszy posiłek od dotknięcia ziemi Irlandzkiej.
-Jest ich pięciu. Niall Horan, Zayn Malik, Liam Payne, Harry Styles i Louis Tomlinson. Niall kocha jeść. Dlatego nazwałam Cię „Horan'em” w kuchni, bo pierwsze co, to do lodówki biegniesz. - zaśmiałyśmy się obie.
- Dobra, dobra. Mów coś o Zayn'ie! - wykrzyczałam.
- Chwila, chwila. Uno momento. Zayn na końcu.
- No eeejj, nie rób mi tego...
- Cicho siedź i słuchaj! - powiedziała. - Harry. On kocha koty. Ma wielkie loki na głowie, dołeczki jak się uśmiecha i jest bardzo związany z Louisem. Mówią na nich Larry.
- Larry, że co? - spytałam zdziwiona.
- No, bo w One Direction są takie BROmance. Największym jest właśnie Larry. - szybko mi wytłumaczyła.
Oh god. Bromance, srance. Co oni jeszcze tam ukrywają? Nie wiem czy zdołam tak dużo o nich zapamiętać. - pomyślałam.
- Skup się! - przerwała mi. - Skoro jesteśmy przy Larry'm, to Louis kocha marchewki no i Harry'ego. Teraz Liam.
- Czekaj, czekaj. Niall ~ jedzenie, Harry ~ koty, Louis ~ marchewki, Harry i Louis, to Larry. Teraz Liam? Nie zapamiętam. Mamo! To gorzej niż matematyka. - przerwałam jej ze strachem w oczach.
- Hahaha, ze spokojem. Najważniejsze żebyś zapamiętała ich imiona. Dobra. Liam jest uważany za 'tatusia' zespołowego. On zawsze ma głowę na karku. Teraz pamiętaj! ON NIENAWIDZI ŁYŻECZEK!
- Buhahahahhahahahahahahhahaha, że co?! Łyżeczek? Buhahahahahha. - wybuchnęłam niespodziewanym śmiechem. Że co? Jak można nie lubić łyżeczek? Dziwny człowiek, dziwny.
- Are you fucking kidding me? Nie żartuj sobie ze mnie teraz. Wiem, to jest śmieszne, ale na serio pamiętaj, bo jak dasz mu łyżeczkę, to on chwyci Buzza i jest po Tobie.
- Kurna, chwilunia. Z czym Ty do mnie wyjeżdżasz?
- No Buzz. Z Toy Stroy. - puknęła mnie w czoło. - Pamiętaj! Liam kocha Toy Story, ale nienawidzi łyżeczek.
- Dobra, dobra. Teraz Zayn!
- Ehe. - westchnęła.
- Nie wzdychaj, tylko gadaj!
- Dobra, dobra. Zayn. On kocha lustra. Ma manie na punkcie swojego wyglądu. Musi zawsze wyglądać perfekcyjnie, zawsze! Więc nie zdziw się jak będzie poprawiał co chwile fryzurę.
- Lol, żartujesz? Mamo, to ja myślałam, że za bardzo dbam o siebie.
- No widzisz, a jednak. - dodała.
- Emmmm, i to wszystko?
- Oh god! Zapomniałam o najważniejszym! - widziałam jej przerażenie w oczach.
- Mamo! Co? Gdzie? Jak? - wystraszyłam się.
- HARRY UWIELBIA BIEGAĆ NAGO!
- Eeeeeeeeeeeeeee...? - mimowolnie otworzyła mi się buzia.
- Hahaha, no nie patrz tak na mnie, tylko nie się nie przestrasz jak wejdziesz do pokoju z wózkiem jedzenia, a tam taki golas będzie latać. - zaśmiała się Jess.
- Okeeeeeey. Zaczyna mnie to przerażać.
- Koniec na dziś. Czeka nas jutro wielki dzień. - dodała wstając z kanapy. - W łazience na piętrze masz uszykowane rzeczy. Wykąp się, przebierz i wbijaj do mnie.
- Okeeey.
Poszłam jak kazała. Oh god. Jaki ona ma dom. Jakie schody.
W łazience przesiedziałam chyba z jakieś 30 minut. Od razu poszłam do jej pokoju. Szybko trafiłam. Jej drzwi się wyróżniały. Były w moim ulubionym kolorze - czerwone.
Nie zdążyłam otworzyć drzwi, a już usłyszałam chyba ich piosenkę. Tak, nie myliłam się. To była piosenka One Direction.
- Jaka Ty szybka. Rozumiem, że przez całą noc będą lecieć te pioseneczki? - wydarłam się na cały pokój.
- Nie marudź, tylko kładź się już spać. Dziś tej nocy nie przegadamy. Przykro mi. - dodała wyłączając światło i muzykę w pokoju.
Ułożyłam się szybciutko pod ciepłą kołderką i w ułamku sekundy usnęłam.

4 komentarze: