piątek, 10 sierpnia 2012

3. Czułam jak motylki latają mi po całym ciele...

*JESSICA*

Ledwo wyszłam, a ból brzucha rozwalał mnie na części. To ze stresu.
- Boże. Jessica. Czego Ty się boisz? – powiedziałam sama do siebie.
Wyciągnęłam lusterko i poprawiłam sobie usta truskawkowym błyszczykiem. Jak ja kocham ten błyszczyk. Nie dość, że dostałam go od babci przed wyjazdem, to jeszcze truskawki są moim ulubionym owocem. Schowałam „zestaw małej kosmetyczki” do torebki i wyciągnęłam telefon w celu sprawdzenia godziny. Wybiła równo 9:45. Szybszym krokiem powędrowałam ku parku. Z każdym kolejnym krokiem czułam większy ucisk w okolicach brzucha. To chyba nie był stres…. , to były motylki. Byłam tak podjarana, że przed wejściem do miejsca, w którym umówiłam się z nowo poznanym chłopakiem postanowiłam napisać Klaudii SMSa.

Jestem już. Boję się. Za chwilę się tutaj uduszę na miejscu, i moja randka odbędzie się w szpitalu x.x’’ Jakby coś się działo, to Ci głuchnę i natychmiast spotkamy się przy ławce, gdzie miałyśmy zjeść lody. Życz mi powodzenia. I tak to spieprzę. Kocham Cię! <3 xoxo”

Wysłałam jej i nie czekając na odpowiedz weszłam do środka przez wielką bramę. Na początku nie wiedziałam w którą stronę iść, bo było rozwidlenie. Prawo, albo lewo. Jezu. Jessica, decyduj się szybciej! Bum. Poszłam w prawo. Co tam. Najwyżej się będę musiała cofnąć. W dali ujrzałam jakąś postać. To był chyba on. Zayn. Stał tyłem. Bałam się podejść. Kurde! Czego? Nie wiem. Zresztą, Klaudia zawsze mi powtarzała, że żyje się raz. Życia nie można tracić na jakieś durne przemyślenia, wątpliwości. Ostatni raz spojrzałam na zegarek w telefonie. Była równo 10. Klaudia mi nie odpisała. Schowałam telefon, poprawiłam włosy i ruszyłam w stronę Zayn’a.
- Oooo już jesteś. Jak miło. – powiedział na dzień dobry do mnie. Czułam jak motylki latają mi po całym ciele. Nie, już nie tylko po brzuchu. One doszły już wszędzie. Czułam je nawet w ręce. Boże. Jessica powiedz coś. Do jasnej anielki! Ja nie mogę wydusić żadnego słowa z siebie. Przecież stoi przede mną sam Zayn Malik! Spotyka się ze zwykłą fanką. Boże. Chwila, chwila. On chyba nie wie, że jestem Directioners. On myśli, że jestem zwykłą kelnerką z hotelu. Dobra. Muszę się ogarnąć, bo on mi zaraz ucieknie stąd. Nie mogę tracić szansy! Jessa! Szybko! Mów coś.
- Hah, tak. Jestem. – przytuliłam go. Czy ja dobrze robię? Czy to nie za szybko? Cholera!
- Mmmm .. jak ładnie pachniesz. –poczułam jak rumieńce zakrywają mój makijaż na twarzy. –Podobają mi się Twoje perfumy. –dodał. Zaraz chyba zemdleję.
- Dziękuję. Ty też ładnie pachniesz. Tak .. tak męsko. –Cholera! Co ja powiedziałam? Zaraz mnie wyśmieje! Jess, ogarnij się!
- Hahaha, dzięki, dzięki. I tak nie przebiję Twoich perfum. Tooo .. gdzie pójdziemy? Na lody? Chyba jest jeszcze gdzieś w pobliżu otwarta mała kawiarnia. O ile wiem to Milkshake City jest jeszcze otwarty. – szybko zaproponował Zayn.
- Jasne, czemu nie. – odparłam. Poszłam za Zayn’em. Myślałam, że pójdziemy na piechotę, ale się myliłam. Podeszliśmy do czarnego Audi. Zayn otworzył mi drzwi od strony pasażera, i poczekał aż wejdę. Boże. Jakie to było słodkie. Szkoda, że jest taki mało małomówny. Przez całą drogę nie wypowiedział ani słowa. A ja? Ja spoglądałam tylko na niebo. Było dziś takie piękne. Bez żadnej chmurki... .
- Już dojechaliśmy, wysiadaj piękna. –powiedział z zadziornym uśmieszkiem.
- Och, to już?
- A co? Nie chcesz iść ze mną na lody? – zauważyłam, że posmutniał.
- Nie, no. Skądże. Jak najbardziej, ale co Ty na to, żeby iść na pobliską plażę? – zaproponowałam.
- Aaa.. czemu nie. – od razy zauważyłam te jego śliczne zęby. Zakochałam się w nim. Znowu. Oczywiście odwzajemniłam uśmiech. Po 20 minutach byliśmy w drodze na plażę.
- Tooo .. gdzie siadamy? Na piasku czy ławce? –spytałam.
- Wiesz co? Poczekaj. Zaraz wrócę. –odpowiedział odwracając się, i kierując ku wyjścia.
- Eee … okej? – nie wiedziałam o co mu chodziło. No cóż. Naciągnęłam spódniczkę na uda, i usiadłam. Już miałam zacząć jeść lody, jednak coś w krzakach zaczęło się ruszać. Nie widziałam dokładnie kto, lub co to było.. widziałam tylko jakąś szarą postać. Już miałam wstać i zacząć uciekać, bo w końcu byłam sama na plaży. Nagle Zayn wyskoczył zza mnie.
- Buu! Już jestem!
- Jezu! Ależ mnie wystraszył! – zgoniłam go.
- Ojej. Moja księżniczka się wystraszyła. – Jak on lubi wyśmiewać się z ludzi. To było wnerwiające, a zarazem słodkie.
- Hahahaha, bardzo śmieszne. – zironizowałam. Odwróciłam się plecami do niego, i zaczęłam delektować się moim lodem.
- Nie tak prędko, koleżanko.
- Piękna, księżniczka, koleżanka. Hmm .. kim jeszcze dla Ciebie jestem? – zapytałam.
- Hmm … pomyślmy. WSZYSTKIM! – wykrzyczał.
- Hahahaha, tak, tak. Emm .. będziesz tak stał cały czas? – wystawiłam mu język.
- A Ty tak będziesz siedziała na zimnym piasku, co?
- Ee ..a co? Może mam stać tak jak Ty?
- Dobra, dobra. Dość dokuczania. – tym razem to on wystawił swój język. On to zrobił tak słodko! W wystawianiu języka, on jest mistrzem! Zdecydowanie. –Dalej, wstawaj mała!
- Co? Mała jest Twoja pała! – powiedziałam wstając z piasku.
- Co? Moja? A skąd wiesz? Widziałaś? – zapytał zaciekawiony. I na cholerę zaczynałam ten temat? Normalnie śmiać mi się chciało z jego powagi. Widziałam, że Zayn trzyma w jeden ręce koc, a w drugiej swojego loda.
- Daj. Odłożę twojego loda, i rozłożymy ten koc. – zaproponowałam.
- Oo .. miło.
Wzięłam i odłożyłam nasze lody na ławce. Chwyciłam koc i go rozłożyliśmy. Był ogromny.
- Dobra. Ty sobie usiądź. Ja idę po lody.
- Dobra, dobra. Ty siadaj pierwsza.
- No okej. Chciałam być miła. – powiedziałam odwracając się na pięcie.
- A ja jestem miły. – znów to zrobił. Wystawił ten śliczny, różowiutki język.
Ja usiadłam, a Zayn podał mi lody. Siedziałam po turecku, zwrócona ku jeziora. Zayn natomiast siedział patrząc na mnie. Zaczęło mnie to irytować. Przecież ile można patrzeć na człowieka?
- Czy możesz przestać? – powiedziałam stanowczym tonem.
- Ale, że co? Ja?
- Nie ja. Czy możesz przestać na mnie patrzeć?
- Ale dlaczego?
- Ee .. bo mnie to irytuje, głuptasie. – próbowałam rozluźnić sytuacje, bo ciągle była napięta.
- No, ale nie mogę. Czy Ty byś mogła nie patrzeć na tak piękną osobę, która siedzi obok Ciebie?
- Owszem. Siedzi obok mnie przystojny mężczyzna, i jakoś daję radę nie patrzeć ciągle na niego.
- Hallo! Przystojny mężczyzno gdzie jesteś?! Pokaż się. – zaczął wydzierać się na całą plaże.
- Ojj .. przestań. –klepnęłam go w ramię.
- No .. ała! Jak mogłaś?! Teraz na moim ciele będzie widniał wieeelki siniak! – wygłupiał się Zayn.
- Hahahhaha, przestań! – nie mogłam wytrzymać ze śmiechu. Skoro Lou jest największym dowcipnisiem a Zayn wyprawia takie rzeczy, to ja się boję Louis’a. Odłożyłam puste pudełko po lodach i się położyłam.
- A Ty co? Spać idziesz?
- Skądże. Zobacz. – wskazałam palcem ku górze, na niebo. – Widzisz jakie śliczne niebo? Same gwiazdy, ani jednej chmurki. – Zayn położył się obok mnie. Od niego leciało same ciepło. Aż mnie dreszcze przeszły po ciele. Głowę położył obok mnie .. i się do mnie przytulił. Rozpływałam się. Chyba śniłam.
- Zayn?
- Tak?
- Co najbardziej przyciąga Cię do dziewczyn?
- Mnie? Hmm .. uwielbiam jak dziewczyna ma długie włosy, jest szczera, ma dystans do siebie, i .. jest po prostu pewna siebie.
- Taki ideał?
- Nie .. ideał leży obok mnie. –poczułam jak się do mnie zbliża. Boże. Czy on .. czy on się we mnie zakochał? To je nie możliwe. Siedzimy tylko kilka chwil obok siebie .. To tak nie może być. Fakt. Podoba mi się Zayn, ale to za szybko ..
- Nie, Zayn. Myślę, że my nie powinniśmy – położyłam rękę na jego torsie jednocześnie zatrzymując go. - Ty masz Perrie.
- Ach, tak. Przepraszam.
- Okej.. To teraz mnie złap! – musiałam jakoś wywinąć się z tej całej sytuacji, więc wyskoczyłam z koca i biegłam przed siebie.
- Osz Ty! Jak Cię złapię, to wytulę jak nigdy wcześniej! – słyszałam jak w oddali krzyczał do mnie.
Gonił mnie tak z jakieś pięć minut. Nie miałam już sił. Musiałam się poddać.. ale nie tak łatwo! Udałam, że się potknęłam. Zahaczyłam nogą, o nogę i wylądowałam na piasku. Żeby nie było podejrzanie, próbowałam się podnieść. Nie zdążyłam. Zayn wleciał na mnie, i zaczął mnie tulić.
- Oh, Zayn. Przestań, bo się zaraz uduszę! – próbowałam ze wszystkich sił go zepchnąć z siebie. Co jak co, ale on jest ciężki.
- Oj .. nie dasz mi poleżeć na Tobie? – poczułam jego wzrok na sobie. Jego brązowe oczy wbijały się w moje. Miałam wrażenie, że ta chwila trwa całe życie. Nie wiedziałam, na czym mam się skupić. Na jego dwudniowym zaroście? Na jego czekoladowych oczach? Na jego słodkich, malutkich uszkach? A może soczystych ustach? Nie mogłam się skupić. Czułam jak moje serce coraz mocniej bije. I co teraz? Też mam się przybliżyć? Oddać się chwili? A co tam. Co ma być co będzie.. A może nie? Może pomyśli, że jestem łatwa? Nie. To tak nie może być.. To wszystko jest za szybko. Sama się już w tym pogubiłam. Całowanie na pierwszym spotkaniu? Randce? Nie ma szans. Nie ze mną.
- Zayn .. nie.
- Ale co, nie?
- No, po prostu nie chce. Nie jestem gotowa.
- Coś zrobiłem źle? – zapytał zdziwiony.
- Nie.. znaczy tak .. albo? W sumie sama nie wiem. Po prostu jeszcze nie. Czuję się dziwnie. Czuję się jakby obok stała Perrie i wszystko widziała.
Kurde. W co ja się wplątałam? To nie tak miało wyglądać. Mieliśmy się śmiać, płakać ze śmiechu. Brudzić się nawzajem od lodów.. To nie tak.. Zamknę oczy, nabiorę powietrza, otworzę i wstanę. Moje powieki zakryły źrenice. Powietrze napłynęło do płuc....
- Wszystko w porządku? - zapytał Malik.
- Tak, ja po prostu... Ech, nieważne.
W tej samej chwili usłyszeliśmy dźwięk dzwoniącego telefonu. Wiedziałam, że to nie moja komórka, bo gdyby tak było to na całej plaży słychać byłoby „What Makes You Beautiful”. Malik wyjął telefon i odebrał mówiąc:
- Słucham... spaceruję sobie... jeszcze chwilka... Paul, proszę... Okey, zaraz będę.
Chłopak westchnął chowając swoje Blackberry do kieszeni.
- Muszę już wracać. Wiesz. Nikt nie wie, że wyszedłem z hotelu i że spotkałem się z tobą. Teraz zauważyli moją nieobecność i Paul zdenerwował się.
- Ech, trudno.
Zrobiło mi się przykro. Ale mimo wszystko to były najlepsze chwile mojego życia.
- Odwiozę cię – powiedział Zayn.
- Nie, dziękuję. Chcę tu jeszcze zostać.
- Ale na pewno? Jest już ciemno.
- Tak, trafię do domu. Jedź już.
Poszliśmy w miejsce gdzie leżał koc. Malik zebrał wszystkie swoje rzeczy, a ja usiadłam na piasku.
- Jutro też będziesz w hotelu? - zapytał Zayn.
- Tak – odpowiedziałam krótko.
- To do zobaczenia.
Chłopak nachylił się nade mną i pocałował mnie w policzek po czym zostałam sama. Siedziałam na plaży całkiem sama. Przemyślałam to wszystko co stało się dzisiejszego wieczoru. Tak bardzo pragnęłam go pocałować. Jednak nie umiałam tego zrobić. Ciągle przed oczami miałam jego dziewczynę. W pewnej chwili usłyszałam nieznany mi dźwięk. Obok mnie leżał jakiś telefon. Rozpoznałam, że to komórka Zayna. Musiała wypaść mu z kieszeni gdy zbierał swoje rzeczy. Oddam mu jutro w hotelu. Wstałam i jak najprędzej wróciłam do domu. Musiałam wysłuchać długiej przemowy mojej mamy o tym, że nie powinnam chodzić po nocy. Ale nie słuchałam jej. Myślami nadal byłam na plaży. Wzięłam szybki prysznic i leżąc na łóżku opowiadałam o wszystkim Klaudii. W pewnej chwili usłyszałyśmy nieznaną nam melodię. Przez moją głowę przebiegła myśl, że to telefon Malika. Wyskoczyłam z łóżka jak oparzona i wyjęłam z torebki jego telefon.
- Niall! - powiedziałam piskliwym głosem. Byłam przerażona.
- A może to Zayn z jego telefonu? - podsunęła moja przyjaciółka. - Odbierz.
- Zwariowałaś?!
- Daj, ja to zrobię.
Oddałam jej komórkę, a ona odebrała.
*KLAUDIA*
Cieszyłam się, że Jess umówiła się z Zaynem. W końcu to było jej marzenie. Ja wzięłam prysznic i włączyłam swój ulubiony film na DVD. Potem wyjaśniłam wszystko Annie. Wiedziałam, że moja przyjaciółka będzie musiała wysłuchać wykładu na temat „Nie wolno chodzić nocą”, ale to już nie będzie mój problem. Kilka godzin później Jessica wreszcie wróciła. Opowiedziała mi wszystko. A także o znalezionym telefonie. Jak na zawołanie komórka Malika zadzwoniła.
- Niall! - usłyszałam przerażony głos Jess.
- A może to Zayn z jego telefonu? Odbierz.
- Zwariowałaś?!
- Daj, ja to zrobię.
Wzięłam od niej Blackberry i odebrałam.
- Słucham?
- Jesteś w posiadaniu nieswojego telefonu! Ukradłaś go Zaynowi! To będzie zgłoszone na policje! - Niall podniósł głos. - Dobra, cicho. Jakaś laska odebrała – usłyszałam jak z kimś rozmawia.
- Słuchaj blondynku. Nie strasz mnie policją, bo ten telefon został znaleziony, jasne?! A teraz dzieciaku daj mi Zayna czy jak mu tam.
- Słucham? - usłyszałam głos jakiegoś innego chłopaka.
- Jesteś właścicielem telefonu który właśnie trzymam w ręce? - zapytałam.
- Tak. Kim jesteś?
- Masz tego swojego Romeo – powiedziałam do Jess oddając jej komórkę.
- Yyyy... Zayn... yyy... hej, tu Jess... znalazłam ten telefon na plaży i wiesz.... Nie wiedziałam jak ciebie poinformować... Okey, przyniosę ci na jutro. I przepraszam za wszystko.... Ale i tak przepraszam. Pa.
Jessica rozłączyła się. Porozmawiałyśmy jeszcze chwilę po czym mi udało się zasnąć, a moja przyjaciółka nadal rozmyślała o Zaynie....

środa, 1 sierpnia 2012

2. Myślisz, że jak jesteś bogatą gwiazdką to wszystko ci wolno?


Dzisiaj bardzo długi więc życzymy przyjemnego czytania. A, i pamiętajcie CZYTASZ - KOMENTUJESZ. Chcemy zobaczyć ile osób tu zagląda i czy w ogóle jest sens pisać dalej. 
 -------------

*JESSICA*



Budzik zadzwonił o 6 rano. Szybko go wyłączyłam żeby nie budzić Klaudii. W końcu do pracy idziemy dopiero na 11, ale ja wolę wszystko rano przygotować, a jej dam spać. W końcu wczoraj dopiero przyjechała, a tyle atrakcji na raz jej zafundowałam. Nigdy nie dam spokoju moim bliskim. Nie, to nie dla mnie. Ja się muszę ciągle ruszać. Nie ma leniuchowania. - pomyślałam i pomału wstałam z łóżka. Rolety miałam zasłonięte. Stwierdziłam, że nie będę ich ruszać. Ściany miałam pomalowane na kolor biały, a drzwi były czerwone, więc nie trudno je zauważyć nawet w ciemnym pokoju, który mimo braku światła wydawał się jasny. Zgarnęłam jakieś ciuchy z krzesła i skierowałam się ku drzwi.
- Cholera! - wrzasnęłam. Wjechałam z drzwi. Chyba mam złamany noc. Boże. - O fuck! Pewnie obudziłam Klaudię - pomyślałam. Tym razem zapaliłam światło i pomału się odwróciłam zerkając na jej łóżko.
- Uff.. na szczęście jeszcze śpi. - mruknęłam.
Wychodząc z pokoju zgasiłam światło i skierowałam się do łazienki. Wzięłam szybki prysznic, wysuszyłam włosy, ubrałam się i poszłam do kuchni w celu zrobienia jakiegoś śniadania. Prawie zapomniałam! Klaudia pewnie jeszcze śpi. Pobiegłam szybko do pokoju i wskoczyłam jej na łóżko.
-Pani Malik! Pani Malik! Czas wstaaaaać! - krzyczałam i skakałam po łóżku.



*KLAUDIA*



- Mamo! Nieeee! Proszę nie odchodź! Proooszę! Nie zamykaj oczu!
- Kochanie, nie. Już na mnie czas. Ty za to masz jeszcze całe życie przed sobą. - usłyszałam. - Łap każdą okazję jaka nadarzy Ci się na Twojej drodze. KAŻDĄ! Rozumiesz? Każdą! Sama wiesz jak bardzo kochasz przygody, wyzwania. Jesteś odważna. - dodała.
Poczułam się lepiej jak usłyszałam jej słowa. Ona wiedziała jak mnie podnieść na duchu.
- Mamo, ale jeszcze nie teraz. Proszę. Poczekaj. Jeszcze są jakieś szanse. - szłam w jej stronę. Chciałam ją przytulić, ale nagle poczułam jak cały świat wariuje.
- Pani Malik! Pani Malik! Czas wstaaawaać! - usłyszałam.
Co? Jaka Pani Malik? O co tu chodzi? Całe łóżko się trzęsło. O nie. To znów ten sen. Tylko nie to. Kiedy to się skończy? Gdzie ja jestem? Jaka pani Malik? Co? Nakryłam na siebie kołdrę w celu dalszego leniuchowania.
- Nie ma spania! Dziś idziemy do pracy. Come on! Chodź! Dalej. Wyskakuj z tego wyra. Trzeba coś zjeść i się uszykować. - dalej ciągnęła ten swój monolog ściągając ze mnie kołdrę.
- No dobra, dobra. Już wstaję. Daj mi chwilę. - mówiłam zachrypniętym głosem. Nienawidzę tego mojego rannego głosu. Jest taki, taki męski. Może mam trochę zainteresowań męskich, ale to raczej po tacie, którego już dawno ze mną nie ma. Ale to nie zmienia faktu, że nadal jestem płcią piękną.
- Klaudii, idź do łazienki się przygotuj, a ja zrobię jakieś śniadanie, hmm? - zaproponowała wychodząc z pokoju.
Sięgnęłam do moich toreb w celu wyciągnięcia jakiś ubrań. Jeszcze nie zdążyłam się rozpakować po wczorajszym przylocie.
Sprawy w łazience zajęły mi jakieś 20 minut. Jak na mnie, to sukces. Zbiegłam szybko po schodach. Ledwo przekroczyłam próg kuchni, i już poczułam zapach naleśników.
- Mmmmm... tęskniłam za tym. - chyba ją przestraszyłam, bo aż podskoczyła.
- Jezu! Kobieto. Nie możesz schodzić głośniej? Przez Ciebie nie dożyję 30. - zaśmiała się.
- Dobra, dobra. Nie marudź. Gdzie masz te naleśniory?
- Masz, z serem i bitą śmietaną. - przysunęła do mnie talerz. - Tak jak lubisz. -dodała.
- Omnomnomnomn. Kocham Cię!
- Tak, tak. Jasne. Kochasz bardziej jedzenie. - odpowiedziała jednocześnie sięgając po swoją porcję.
- No eeeej. Przecież ten Najal czy jak on tam ma, też kocha jedzenie, a ma niezłą paczkę przyjaciół. - zaczęłam się wymądrzać.
- Buhahahahaha, kto?
- No Najal? Yyyy .. - zaczęłam się zastanawiać czy czegoś nie pomyliłam. O fuck. Chyba on ma jakoś inaczej na imię.
- Oj kochanie, kochanie. Niall! Niall! Czaisz? Tak, tak. Ma przyjaciół, bo akceptują go całego.
- Nie, no serio mówisz? Przecież ja Cię akceptuję. Nawet to, że w dzieciństwie jadłaś chrupki dla mojego psa. - dodałam wkładając kawałek naleśnika do ust.
- Oh god. Jeszcze to pamiętasz? Mniejsza z tym. Jedz, bo musimy zaraz wychodzić.
Naczynia włożyłam do zmywarki i pospiesznie założyłam niskie conversy.

Jakieś 40 minut później byłyśmy pod hotelem. Na ulicach siedziało mnóstwo dziewczyn, to zapewne ich fanki, bo tylko one są do tego zdolne.
- Jess, czy Ty to widzisz? - nie odwracając wzroku od nich próbowałam rękoma znaleźć swoją przyjaciółkę.
- Tak, widzę. To Directioners. Największe fanki na świecie jakie mogą być. Widzę je często w telewizji, bo tylko one potrafią w deszczu spać pod gołym niebem. - opowiadała mi.
Mimo, że kojarzę ten zespół od nie całej doby, to nawet się z nimi w pewien sposób związałam. Muszą być na prawdę niesamowici skoro tyle nastolatek aż tak się poświęca. Na moje szczęście nie będę musiała siedzieć na ulicy, tylko będę chodzić po hotelu.
- Jess, a czy mogę się trochę z nimi pobawić? - dodałam wchodząc do hotelu.
Oczywiście nie weszłam od tak sobie. Najpierw ochrona musiała odsunąć wszystkie dziewczyny od drzwi. Pokazałyśmy przepustki i skierowałyśmy się ku recepcji. Ona coś tam gadała z niejaką Kate, a ja poczułam jak ktoś mnie chwyta z nogi. W ułamku sekundy się odwróciłam i spojrzałam na buty. To było jakieś małe dziecko. Najsłodsze jakie widziałam.
- Lux! Lux! Gdzie jesteś? - usłyszałam.
To zapewne jej mama, albo opiekunka. - pomyślałam. Lux, bo pewnie tak ma na imię mały szkrab, od razu wyciągnęła do mnie ręce. Bez wahania wzięłam ją na ręce i usiadłam na kanapie, w holu.
- Oh Luuuux! Gdzie Ty się podziewałaś? - siadając obok mnie powiedziała do małej muszelki śliczna i młoda kobieta.
- Pani jest pewnie jej mamą, zgadza się? Mała znalazła mnie przy recepcji i wskoczyła mi szybko na ręce. Niech się pani nie martwi, wokół jest pełno ochroniarzy. - uspakajałam ją. - Jestem Klaudia. - wyciągnęłam rękę.
- Miło mi, jestem Lou. - ścisnęła moją dłoń. - Tak, jestem jej matką. Dziękuję, że się nią zaopiekowałaś. Niall się nią opiekował, ale Lux mu uciekła. W sumie, to nie pierwszy raz. - zaśmiała się.
- Niall? Niall? To ten co kocha jedzenie, tak? - zgadywałam.
- Hah, Directioners? Tak. Niall uwielbia jedzenie. Mógłby jeść cały dzień i noc. Jak się tu dostałaś? - spytała Lou.
- Wprawdzie, to nie jestem Directioners, ale kojarzę chłopaków. Wczoraj przyjechałam do przyjaciółki, to ona kojarzy ich wszystkich, i wie co uwielbiają. - wskazałam palcem na Jess. - Nie, nie. My będziemy kelnerkami. - szybko dodałam.
- Fakt, to teraz rozumiem. - na jej twarzy pojawił się uśmiech. Jaka ona śliczna. Teraz widać po kim Lux odziedziczyła urodę.
- Klaudia! Gdzie jesteś? Musimy iść! - usłyszałam głos mojej przyjaciółki.
- Tu! Jess! Tutaj! Chodź! - machałam jej przez cały hotel. Dziwne, że nawet nie zorientowała się, że odeszłam od niej.
Widziałam już jej wyraz twarzy z daleka. Jej oczy były jak pięciozłotówki. Uśmiech? Od ucha, do ucha. Chyba się zaczerwieniła.
- No, więc to jest Lou. Ty ją chyba bardziej kojarzysz ode mnie. - zaśmiałam się równo z matką małego szkraba.
- Hah, tak, tak. - wydusiła z siebie. W końcu.
- No nic. - powiedziała wstając z kanapy. -Tutaj masz mój numer jak coś, to dzwoń. - wręczyła mi kartkę Lou. Ja muszę iść nakarmić małą. Trzymajcie się. - przytuliła nas obie. Pożegnałam się szybko z Lux i zaciągnęłam przyjaciółkę na kanapę, bo wyglądała jakby miała zemdleć.
- Jezu! Kobieto. Może byś coś powiedziała? - mówiłam do niej, równocześnie pukając ją w czoło.
- Eeeeeee... Czy Ty wiesz z kim przed chwilą gadałaś? - Chyba doszła do siebie. Może uda mi się z nią normalnie pogadać.
- Eeee? Z Lou? Mamą Lux? Ponoć Niall się nią opiekował, tylko mała mu uciekła.
- Co?! Niall?! Oh God. Kobieto. Powinnaś skakać z radości.
- Dobra. Mniejsza z tym. Daj mi mp3. Muszę trochę posłuchać ich piosenek. - szybko powiedziałam wstając z kanapy. Jess ruszyła za mną.
- Masz, ale miej jeszcze jakikolwiek kontakt ze mną. - zironizowała.
- Nie marudź, kochana. Chyba muszę znać jakąś piosenkę.

Wsiadłyśmy do windy. Wcisnęłam guzik z numerem 6 i usiadłam na ziemi.
- Ty to się jednak nie zmieniłaś. Zawsze masz te jakieś swoje dziwactwa. - słyszałam, że ona coś tam gadała, ale nie zwracałam na nią większej uwagi.
Postanowiłam napisać do Lou. Może, to dziwne, ale potrzebowałam jakiegoś kontaktu z kimś kto nie jest Directioners, i nie jara się tym, że przed chwilą gadałam z mamą Lux.

"Może, to dziwne, że piszę, ale chciałam się dowiedzieć paru rzeczy o chłopakach. Z Jess, moją przyjaciółką dziś się chyba nie dogadam -.-' Powiedz mi. Czy muszę być sztywna? Nie mogę normalnie zagadać do chłopaków? God. Jakie dziwne pytania zadaje, ale no po prostu.. dziwnie się czuję. Nie wiem czy oni są wyluzowani czy są jak zwykłe gwiazdeczki. Xoxo"

Wysłałam.
Trochę dziwny SMS. Zabrzmiał jakbym się przejmowała. Jakbym liczyła, że coś się stanie. Nie wiem co właśnie mi się kręci w głowie.
Jest. Dojechałyśmy.
- Teraz szukaj pokoju o numerze 459. Tam są rzeczy na przebranie. - wyciągnęła słuchawki z moich uszu i zaczęła się rozglądać.
- No okej, okej. -odgarnęłam włosy i szłam dłuuugim korytarzem.
-Baby you light up my world like nobody else. - zanuciłam sobie. Chwila, chwila. Czy to nie jest jedna z piosenek One Direction? Możliwe.
- Jest! -wykrzyczała na cały hotel Jess.
- Keep calm, kobieto. - uśmiechnęłam się do niej.

Weszłyśmy, przebrałyśmy się i po 20 minutach znów siedziałyśmy w windzie.
Do Jess zadzwoniła mama. Coś tam uzgadniały ze sobą w sprawie noszenia tego jedzenia.
Poczułam wibracje w prawej kieszeni. O, to pewnie Lou. Nie myliłam się. Odpisała mi. Boże. Czułam się jak jakaś napalona fanka, bo ręce trzęsły mi się jak nigdy w życiu. Nawet na maturze nie byłam tak zdenerwowana. Może dlatego, że byłam wtedy przygotowana? Nie wiem.

"Hah, ze spokojem. O ile mi wiadomo, to nie ma być chłopaków wtedy w pokoju, ale bądź czujna :D Hmm .. bądź sobą. Nie, nie bądź sztywna. Bądź wesołą, optymistyczną dziewczyną. W ten sposób i Ty się poczujesz lepiej, i chłopaki. Uwierz mi. Oni w hotelach, tam gdzie nie dosięgają ich kamery są sobą. Wygłupiają się. Myślę, że z chęcią poznają jakąś fajną dziewczynę. A Niall, to już w ogóle. Pokocha Cię na wstępie. Za to, że przyniosłaś jedzenie, haha. Powodzenia! xoxo"

Uśmiechnęłam się sama do siebie. Fakt. Poznałam Lou nie całą godzinę temu, a mam wrażenie jakby ona była moją matką. Wiem, to dziwne. Cała jestem dziwna.
Włączyłam mp3 i usiadłam ponownie na ziemi.
Minęło parę sekund, a już byłyśmy na dole. W kuchni.
Oby dwie weszłyśmy do pomieszczenia, w którym były poukładane równo stoliki, a przy nich krzesła. Można, to nazwać jadalnią. Razem z Anną usiadłyśmy przy pierwszym, lepszym stoliku. Ann podała nam menu. W sumie nie wiem po co nam było potrzebne, przecież miałyśmy tylko podawać jedzenie... I to nie całemu hotelowi, tylko One Direction. Spojrzałam na Jessicę pytająco. Zauważyłam, że ona też nie wiedziała o co chodzi. Długo nie musiałyśmy czekać na wyjaśnienia. Na szczęście, bo widziałam, że Jess nie może już usiedzieć z podniecenia.
- Dobra laseczki. Zaraz Wam wszystko wyjaśnię. - westchnęłyśmy równo słysząc słowa, które wypowiedziała Anna. - Wiem, że miałyście zanieść jedzenie do pokojów chłopaków, ale ..
- Ale co? Ale, że nie? God. Mamo! Nie rób mi tego.. - Jessica zaczęła rozpaczliwie błagać rodzicielkę.
- Jess, keep calm. Daj Ann dokończyć. - przerwałam jej klepiąc ją równocześnie w czoło. Uwielbiam ją za to. Nikt nigdy nie mógł nic dokończyć opowiadać, bo ta już histeryzowała. W tych momentach strzelała takie miny, że nie pozostało mi nic innego prócz śmiania się. Jednak poprzeczka wisiała wysoko. Chodziło o spotkanie z One Direction, z samymi "Bogami Seksu" jak to ona zawsze mówiła, więc nie mogłam się wtedy z niej nabijać.
- Dziękuję, Klaudia. No więc, w pierwszy dzień będziecie roznosić jedzenie na salę. Będziecie ubrane w te same, białe fartuchy co teraz. - kontynuowała wskazując na nasze ubrania.
Fakt faktem nie były one akurat trendy, ale jak na fartuchy kelnerek były nawet wygodne, i nie wyglądały jak na różnych filmach. Czarne, przykrótkie z białym fartuszkiem przy pasie, który odkrywał prawie całe pośladki. Szczerze? To ucieszyłam się, gdy je pierwszy raz zobaczyłam.
Nasze fartuchy wyglądały całkiem inaczej. W sumie nie wiem czemu na nie mówią fartuchy skoro to zwykła, biała koszulka i czarne rurki. Natomiast na lewej piersi była wyszyta mała kieszonka. Zawsze zastanawiałam się po co takie kieszonki. Przecież w spodniach też są miejsca na telefony, długopisy czy cokolwiek innego.
- Tutaj są wasze plakietki z imionami - dodała wyciągając z torby czerwone prostokąty. - Przypnijcie je sobie do kieszeni na koszulce. Tak żeby każdy mógł Was zawołać po imieniu. - dodała i wyszła z pomieszczenia.
- Yyyy, ale że co? Czyli nie musimy chodzić po pokojach? – spytałam.
- Kurde nooo .. to nie tak miało wyglądać! Ja chciałam tylko poznać moich idoli! – Jessica usiadła ze smutkiem na ziemi, pod ścianą. – Inne dziewczyny marzą, aby przelecieć się z chłopakami, aby oni je pocałowali, żeby byli z nimi do końca dni, a ja? Ja chce ich tylko zobaczyć! Poprosić o autograf! Czy to na serio tak dużo? Wiedziałam, że to wygląda za dobrze, że to nie wyjdzie! – dodała szlochając.
I co ja mam jej powiedzieć? Przecież sama w to od początku nie wierzyłam.. Szczerze? Dla mnie, to jest takie .. bezcelowe.. bo oni są sławni, mają pełno kasy, wszystko co zapragną, to mają na pstryknięcie palcem. No cóż. Muszę ją jakoś pocieszyć. Słowami nie dam rady. Muszę COŚ zrobić. Coś co uświadomi jej, że nie jest sama. W sumie, to jej zachowanie podchodzi trochę pod „psycho-fankę”..
Naprawdę nie wiedziałam jak ją pocieszyć. Kucnęłam obok niej i po prostu ją przytuliłam.
- Nie martw się – powiedziałam. - To pewnie tylko dzisiaj.
- Ja ich nigdy nie poznam! - jęknęła. Widziałam jak wierzchem dłoni ociera łzę spływającą po jej policzku
- Poznasz. Obiecuję ci to.
- Niby co zrobisz?
Nie wiedziałam co odpowiedzieć. Na moje szczęście zawołała nas Ann. Poszłyśmy do niej.
- Nie obijać się. Dlaczego płaczesz? - zapytała widząc w jakim stanie jest jej córka.
- A takie tam! - odpowiedziałam za nią. - Nieważne.
- Mam nadzieję. Nie po to załatwiałam wam tę pracę byście teraz się wycofały. Klaudia zanieś to do stolika 3 – wskazała na 2 talerze z naleśnikami i filiżanki kawy. - A ty, Jess, idziesz do 1.Wzięłam moje zamówienie i poszłam do odpowiedniego stolika. Postawiłam wszystko i powiedziałam:
- Smacznego.
Po czym razem z moją przyjaciółka wróciłam do kuchni. Praca nie była trudna. Musiałyśmy tylko zanosić jedzenie, zbierać naczynia, być miłe i życzyć smacznego. O tej porze nie było wielkiego ruchu. Gorzej było gdy nadeszła pora obiadu. W pewnej chwili Jessica, która zanosiła zupę dla jakiegoś mężczyzny wróciła i zaczęła piszczeć.
- Aaaa, Klaudia! Nie wierzę! No nie wierzę!
- Jess uspokój się. Co się stało? - zapytałam łapiąc ją za ramion
- One Direction! Oni tam są! Aaaaaaa! Zayn na mnie spojrzał! Aaaaaa!- Jessica, keep calm! Ogarnij się!
Ann wskazała mi talerz. Wzięłam go i wyszłam na salę, na której znajdowały się stoliki. Mój wzrok machinalnie skierował się na stolik, gdzie siedziała 5 chłopaków. Jeden z nich zerknął na mnie. Ten w lokach. Harry czy jak mu tam było. Staram się zachować profesjonalizm. Postawiłam talerz przed kobietą i życzyłam jej smacznego, po czym z gracją i pewnością siebie wróciłam do kuchni.
- Aaaaa! Harry na ciebie patrzył! - moja przyjaciółka od razu do mnie dopadła.
- Sooo?
- Sooo... Aaaa! Nie wierzę!
- Jess, kochanie, ogarnij się.
- Nie mogę – przyznała.
- Dziewczyny zanieście to do stolika 5 – Ann wskazała na kilka talerzy, 5 szklanek i sztućce.
- Oni siedzą przy 5! - ucieszyła się Jessica.
- Może powinnam sama to zanieść? - mruknęłam.
- Nie! Ja ci pomogę!
- I tego właśnie się boję.
Wzięłyśmy wszystko i poszłyśmy do stolika chłopaków. Cały czas obserwowałam moją przyjaciółkę. Była bardzo podniecona. Ja traktowałam ich jak zwykłych klientów.
- Harry, właśnie takie auto mam zamiar sobie kupić – powiedział Zayn podając telefon koledze. - Co sadzisz?
- Świetne. Ja waham się między BMW, a Porsche.
Gdy Mulat zabierał swój telefon potrącił szklankę stawianą przez Jessicę. Cały sok wylał się na chłopaka.
- O Boże! Przepraszam! Ja nie chciałam! Naprawdę przepraszam – tłumaczyła się Jess.
- Kurwa! Nie, nic nie szkodzi. To ja potrąciłem szklankę.
- Naprawdę przepraszam!
- Co za personel... - mruknął pod nosem Niall.
- To było niechcący – warknęłam do niego.
- Jeszcze bezczelnie się odzywa.
- Ja naprawdę przepraszam – znów zaczęła moja przyjaciółka.
Zauważyłam, że miała łzy w oczach.
- Naprawdę nic się nie stało. To był wypadek spowodowany przeze mnie. Nie przejmuj się.... - Zayn spojrzał na tabliczkę z jej imieniem - … Jessica. Chłopaki ja idę się przebrać i zaraz wracam – zwrócił się do kolegów, po czym wstał i skierował się do wyjścia.
My wróciłyśmy do kuchni. Po przestąpieniu progu Jess rozpłakała się.
- Ej, Jess, przecież ten... No... Zayn się nie pogniewał – próbowałam ją pocieszyć.
- Ale on mnie znienawidzi! Już nie mam u niego szans.
- Jess weź się w garść! Dzięki temu cię zauważył.
- Może...
- Więc wyluzuj.
Mieliśmy chwilę przerwy więc same postanowiłyśmy coś zjeść. Dzięki temu, że Ann była kucharką mogłyśmy wybrać sobie coś z menu. Postawiłyśmy na spaghetti. Szybko je przygotowano i równie szybko zniknęło w naszych ustach.
- U tych z 5 trzeba zabrać talerze – powiedziała Lily, dziewczyna, która również pracowała tu jako kelnerka.
Razem z moją przyjaciółką spojrzałyśmy na siebie.
- Wyluzuj – powiedziałam. - Mamy szansę pokazać, że nie jesteśmy zwykłymi kelnerkami. I najważniejsze. Możesz pokazać, że nie jesteś taką niezdarą.
- Ech, jasne.
- Tylko się nie stresuj.
- Mhmm. Postaram się.
Wyszłyśmy z kuchni i skierowałyśmy się do ich stolika.
- Znowu ona – mruknął Niall – Zayn uważaj by naczynia nie wylądowały na tobie.
- Niall przestań – powiedziała reszta chórem.
- Myślisz, że jak jesteś bogatą gwiazdką to wszystko ci wolno i możesz traktować nas jak śmiecie? - warknęłam – Mylisz się blondynku.
Zerknęłam na Jessicę. Zayn właśnie trzymał rękę na jej tyłku. Widząc to miałam ochotę uderzyć go w twarz. W pewnej chwili wydawało mi się jakby wsuwał jej coś do kieszeni, ale to pewno tylko moje złudzenia.
- Poprosimy jeszcze 5 razy deser lodowy – usłyszałyśmy tego... kurde.... chłopaka w koszuli w kratę.
- Jasne – mruknęłam. Nadal byłam zła na blondyna.
Odeszłyśmy. W kuchni złożyłyśmy zamówienie i włożyłyśmy naczynia do zmywarki. Potem przytuliłam przyjaciółkę, która była strzępkiem nerwów.
- Nie takiego Zayna pokochałam. Nie takiego zboczonego.
Wsunęłam jej rękę do tylnej kieszeni spodni. Była tam jakaś karteczka. Wiem, że to nie moja własność, ale rozłożyłam ją i odczytałam na głos:

Przepraszam za Nialla. To moja wina. To ja potrąciłem szklankę. Nie przejmuj się. Już suchy schodzę na dół. Widziałem jak bardzo przejęłaś się tym wszystkim, ale nie masz czym. Chciałbym wynagrodzić Ci jakoś ten stres. Spotkajmy się o 10 p.m w parku niedaleko hotelu.
Zayn”

Moja przyjaciółka zaniemówiła.
- Jess – pomachałam jej ręką przed oczami – Jessica! Jessica!
- Yyy... Co? - zapytała jakbym wyrwała ją z transu.
- Zayn Malik zaprosił cię na randkę!
- Yyy, co? Nie, to jakaś pom.... przerwała upadając na ziemię.
- Jess! Jess -zaczęłam klepać ją po policzku.
Wreszcie się ocknęła.
- Co się stało?
- Zemdlałaś.
- Ale czemu? - zapytała siadając na krzesło.
- Zayn Malik się z tobą umówił.
Znów zaczęła piszczeć, więc wiedziałam, że wróciła stara, dobra Jessica.
- Dziewczyny, lody – usłyszałyśmy głos Ann.
- Sama je zaniosę – mruknęłam.
- Nie! Ja chcę! Liam potrzebuje widelca!
- Ale dobrze się czujesz?
- Tak!
Wzięłyśmy lody i poszłyśmy do chłopaków.
- Przepraszam – powiedział Liam. - Czy mógłby prosić....
- Widelec? Oczywiście – Jess posłała mu uśmiech.
- Dziękuję.
Widziałam jak jej wzrok spotkał się z wzrokiem Zayna. Widziałam jak oblewa ją lekki rumieniec.
Wróciłyśmy do kuchni.
- Pójdziesz do tego parku? - zapytałam.
- Szczerze? Nie wiem. No bo kurcze. To jest Zayn Malik! Mój Bóg Seksu! Mój idol!
- Oj nie przesadzaj.
- Nie przesadzam. Niby co ja mu powiem? Jeszcze ten incydent z sokiem.
- Jessica, ja ciebie nie ogarniam. Najpierw rozpaczasz, że go nie poznasz, a teraz gdy umówił się z tobą ty się wahasz.
- No ja wiem....
- No to nie ma o czym gadać tylko szykuj się na 10 p.m.
- Dziękuję ci.
- Mi? za co? - zapytałam zdziwiona.
- Za wszystko.
- Nie ma za co.
Przytuliłyśmy się. Reszta dnia minęła nam w spokoju. Nie spotkałyśmy więcej chłopaków. O 8 p.m. byłyśmy wolne więc jak najszybciej wróciłyśmy do domu. Ann pracowała do 10 p.m więc w domu byłyśmy same. Zamówiłyśmy pizze. W tym czasie wzięłyśmy prysznice i ubrałyśmy się w coś luźniejszego.
Jedząc pizzę oglądałyśmy TV. W pewnej chwili powiedziałam:
- Ale mnie ten blondyn dzisiaj zdenerwował.
- Nie wiedziałam, że on taki jest.
- Ugh. Jest u mnie na spalonej pozycji.
- Już nigdy nie porównam Cię do niego.
- Mam nadzieję.
- Mmm... Klaudia?
- Tak? - spojrzałam na nią pytającym wzrokiem.
- Pomogłabyś mi przygotować się do tego spotkania?
- Jasne!
- Chodźmy do góry.
Wzięłyśmy niedokończoną pizzę i poszłyśmy do naszego pokoju. Od razu skierowałyśmy się do jej garderoby. Po chwili namysłu westchnęła:
- Ja nie mam się w co ubrać!
- Mam pomysł. Jeżeli chcesz to mogę pożyczyć ci moją białą, asymetryczną spódniczkę i do tego może.... hmm... Ta bluzka – sięgnęłam po kremową bluzkę z wieszaka.
- Och dziękuję! A buty?
- Myślę, że vansy będą odpowiednie – sięgnęłam po białe obuwie.
- Kocham cię!
- Tak, tak. Ja ciebie też.
Szybko się przebrała, a potem zrobiłam jej makijaż. W końcu zaczęłam pleść jej kłosa. W pewnej chwili odezwałam się:
- Jessy...
- Tak?
- Ten w lokach to Harry, tak?
- Mhm.
- Opowiedz mi coś o nim.
- Więc.... Harry ma 18 lat i pochodzi z Holmes Chapel. Podobno jest wielkim maminsynkiem. Lubi myśleć o sobie, że jest romantyczny. I taki jest. Podobno kiedyś na jakimś mostku ustawił świeczki i zaprosił swoją dziewczynę, ale ona nie przyszła.
- Ugh. Bolesne. Mów dalej.
- Kiedyś umawiał się z 32 latką.
- O fuuu!
- Spokojnie. Wydaje mi się, że to dlatego, bo bardzo tęsknił za mamą. Jeśli wiesz o co mi chodzi. Jego słabością są koty.
- Dzięki.
- Klaudia...?
- Tak?
- Zakochałaś się, prawda?
- No coś ty! Ja nie bujam w obłokach jak ty.
- Jasne, jasne. Wmawiaj sobie. Ja i tak wiem swoje.
- No ale naprawdę!
- Tak, jasne. To ja ciągle marzę o księciu z bajki, z którym będę żyła długo i szczęśliwie – powiedziała Jessica z ironią.
- Oj, dobra. Ale to i tak nic nie znaczy. Chciałam się tylko dowiedzieć.
- Mhmm. Nie martw się. Harry jest wolny.
- Ej! Co mnie to obchodzi?
- Jasne, jasne. Nic.
- Ech, wkurzasz mnie.
- Też cię kocham.
- Gotowe.
- Dziękuję.
Spojrzałam na zegarek. 9:25 p.m.
- Boję się trochę o ciebie. Może powinnam cię odprowadzić? - zaproponowałam.
- Spokojnie. Nic mi się nie stanie.
- Będę trzymać kciuki.
- Dziękuję.
Jessica założyła jeszcze kilka złotych bransoletek na ręce oraz popsikała się swoimi ulubionymi perfumami playboy, których używała odkąd pamiętam.
- Jestem taka zestresowana.
- Nie ma czym. Będzie dobrze.
- Mam nadzieję. Chyba już wyjdę. Nie chcę się spóźnić. Najwyżej poczekam. Powiesz mojej mamie, że wyszłam?
- Oczywiście.
Zeszłyśmy na dół. Po drodze Jess spakowała do torebki telefon, portfel, błyszczyk oraz małe lusterko.
- Klaudia, boję się – przyznała stojąc przed drzwiami wyjściowymi.
- Jessica, przestań! Nie masz czego się bać. Jeżeli coś będzie nie tak to po prostu wróć do domu. Ale ja wiem, że będzie świetnie.
Przytuliłyśmy się po czym zostałam w domu sama.

niedziela, 29 lipca 2012

1. To były łzy szczęścia....


*KLAUDIA*


Od razu po skończonej szkole średniej, w wakacje wyjechałam do Irlandii.
Od 4 lat mieszkała tam moja przyjaciółka. Praktycznie znałam ją od urodzenia. Traktowałam ją jak siostrę, w sumie nie tylko ja. Moja matka także.
Jessica wraz z matką wyprowadziła się zaraz po skończeniu drugiej klasy gimnazjum. Było mi smutno, bo miałam tylko ją.
Otaczały nas same zadumane w sobie dziewczyny w szpileczkach, za krótkich bluzeczkach w panterkę.
Nawet przez myśl mi nie przeszło, że po wyjeździe Jessiki miałabym zacząć trzymać jedną z nich. Nigdy w życiu.

Lot minął mi bardzo szybko. Na sam początek miałam zamieszkać wraz z przyjaciółką. Tylko ja i ona. Jeden pokój. Jeden dom. Jednym słowem SZALEŃSTWO. Jednak na początku jej matka nie chciała się zgodzić. Mimo wszystko bała się czegoś. Po długich namowach swojej córki, zgodziła się.

Zaraz po tym jak wysiadłam z samolotu próbowałam jak najszybciej dotrzeć do Jessici Biegłam z torbami jak oszalała. Ciągle trąciłam kogoś nieznajomego i przepraszałam.
Jest. Dotarłam. Czuje ją. Czuje jak ląduje w jej ramionach. Popłakałam się. Ona również. To łzy szczęścia. Nie żałowałam ich. W końcu nie widziałyśmy się z przeszło 4 lata. Przytuliłam również jej mamę.
- Dziękuję! Dziękuję! I jeszcze raz dziękuję za to, że mogę u Was mieszkać. Myślę, że nie narobię dużego kłopotu własną osobą. - dodałam tuląc się w jej rodzicielkę. Wiedziałam, że możesz do niej odzywać się jak do własnej matki. Nie, w sumie jak do ciotki. Ona nawet nie miała nic przeciwko żebym mówiła do niej po imieniu. Żebym traktowała ją jak swoją przyjaciółkę, ale jednocześnie nie mogę zapominać, że jest ona osobą starszą od mnie, więc należy jej się większy szacunek niż do rówieśników.
- Klaudia nie przesadzaj. Przecież wiesz, że nie mogłam się nie zgodzić. Mam nadzieję, że Ci się tutaj spodoba. - dodała.
- Mając obok siebie Was niczego mi nie będzie brakować. Od dziś już niczego. - powiedziałam z dumą.
Podnosiłam z ziemi torby. Było ich sporo. Chyba z 5. Sama się dziwiłam, że dałam radę je wszystkie zabrać. Cóż, to graniczyło z cudem. W końcu jestem już kobietą. W jedną torbę na pewno się nie zmieszczę.
- Chodźcie. Ja zawiozę torby do domu, a Wy pójdziecie już na miasto, co? - zaproponowała mama Jessiki
- W sumie? Czemu nie. - powiedziałam równo z Jess, po czym zaczęłyśmy się równo śmiać.
- Ahh .. brakowało mi tego.
- Mi też, mi też. - dodałam tuląc ją.
- Dobra, laseczki! Czas się zbierać.
Pomogłam spakować torby do samochodu, pożegnałam Annę i wyruszyłyśmy w miasto.
Niedaleko było centrum handlowe. Zaproponowałam abyśmy zasmakowały tutejszych słodkości. Jess nie miała nic przeciwko.
- Mamo! Jak tu pięknie! Nawet nie wyobrażałam sobie, że tu będzie tak pięknie! - mówiłam z zachwytem.
- Haaha, tak samo zareagowałam jak wyszłam pierwszy raz z lotniska. Chodź! - pociągnęła mnie Jessica. - Muszę Ci opowiedzieć o pewnym zespole. - dodała siadając na ławce.
- Jeju! Keep calm, dziewczyno. - zaśmiałam się. - Mamy sporo czasu na pogaduszki.
- No w tym temacie nie mamy zbyt dużo. Uwierz mi.
- No dobra, poddaję się. Mów o co biega.
- Pamiętasz jak wspominałam Ci o tych pięciu przystojniakach z X-factor'a? - zapytała.
- Nooooo, coś tam wspominałaś. Jakiś boysband czy coś. Nie wiem, nie ogarniam.
- No właśnie! To ten. - od razu uśmiech pojawił się na jej twarzy. -Oni akurat są w Irlandii, rozumiesz!? - wydarła mi się do ucha.
-Sooooooo? What? - nadal nie wiedziałam co ona ma na myśli. -Przecież ja ich nawet nie znam. Z resztą oni są gwiazdami. Czyli są nieosiągalni.
- Jezu. Ty znów nic nie kapujesz. - westchnęła. - Przypomnij sobie. Ten z czarnymi włosami, Zayn. Kojarzysz?
- No tego przystojniaka kojarzę, ale co mi do tego? Nic o nim nie wiem. Z resztą o co Ci chodzi? Wal śmiało!
- Doobra. Jak chcesz. Jak już wspominałam oni są w Irlandii. Tu gdzie My teraz.
- No co Ty nie powiesz? - lekko się z niej nabijałam.
- No przestań! - klepnęła mnie w ramię. - Szanse jakieś są, wiesz o tym. Chciałabym ich poznać. Nawet nie wiesz jak bardzo. Przy okazji może uda nam się umówić Ciebie z Zaynem - uniosła brwi podkreślając tonem imię chłopaka.
- Hahahaha, wiesz, że Cię kocham, ale oni nas wezmą za zwykłe fanki. Nic poza tym. Zrozum. - próbowałam ją sprowadzić na ziemię. - Z resztą jakbyś chciała się do nich dostać? - w sumie, to czemu nie? Pewnie szanse są marne, ale uwielbiam przygody. A z Jess, to już w ogóle nie ma co mówić. - pomyślałam. Przecież nie mam nic do stracenia.
- Kobieto! Jaka Ty ciemna jesteś. Zupełnie jak te panterki z gimnazjum.
- No dobra, dobra. Nie przesadzaj, to przez ten lot. - zachichotałam. - Mów dalej o co biega.
- No, więc moja mama jest kucharką w hotelu, w którym zatrzyma się One Direction. Ona wie jak bardzo jaram się nimi, więc znalazła dla nas pracę.
- Co? Ledwo przyjechałam a Ty mi o pracy wyjeżdżasz. Dobra, dobra. Co dalej?
- Kurna. Ogarnij się. Proszę. - powiedziała wstając, okrążając ławkę i siadając z powrotem obok mnie. - Skoro moja mama jest kucharką, to my będziemy kelnerkami! Zrozum Będziemy im zanosić jedzenie! Proszę! Zgódź się! - namawiała mnie. Miałam inne wyjście? W sumie, to nie. Nie powiem, że to nie kiepski plan. Przecież ja uwielbiam przygody. Dobra. Zgodzę się.
- Emmm ... no nie wiem. - utrzymywałam ją w napięciu.
- Klaudia! Nad czym Ty się chce zastanawiasz? - odpowiedziała z powagą.
- Oj, Jessy, Jessy, Jessy – mówiłam do niej pieszczotliwie. - Przecież mnie znasz. Kocham przygody, z Tobą w roli głównej, to już w ogóle. Tak!
- Co tak? Zgadzasz się?
- No peeeewniee! Jeszcze masz wątpliwości?
- Jenyy! Kocham Cię! - przytuliła mnie. -To od jutra zaczynamy.
-Co!? - uwolniłam się od jej uścisku! - Już jutro? Chyba sobie żartujesz?
- Haha, nie debilu. Chodź. - znów mnie pociągnęła. Cholera. Czy ona kiedyś oduczy się mnie tak zaciągać. Przyjdzie dzień, a urwie mi rękę. - pomyślałam.
Jessica zadzwoniła po swoją mamę, żeby po nas przyjechała. Czyli nici z lodów. Cały czas siedziałyśmy na ławce w parku. Mówi się trudno. Teraz musimy się skupić jak utrzymać większy kontakt z chłopakami, bo chyba nie chcemy żeby nas kojarzyli jako kolejne kelnerki w jakimś tam hotelu. Trzeba obmyślić plan.
Po 30 minutach byłyśmy w domu. Od razu poszłam do lodówki coś zjeść. Nie czułam się już jako gość, tylko jako członek rodziny.
-No, a Ty to cały Horan! - usłyszałam głos za sobą.
-Co? Jaki Horan? Nie rozumiem.
-Hahaha, dobra. Chodź. Opowiem Ci parę zdań o nich. - pokazała palcem na kanapę w salonie.
Bez wahania wzięłam chrupki i sok pomarańczowy ze sobą, usiadłam na kanapie i zaczęłam spożywać mój pierwszy posiłek od dotknięcia ziemi Irlandzkiej.
-Jest ich pięciu. Niall Horan, Zayn Malik, Liam Payne, Harry Styles i Louis Tomlinson. Niall kocha jeść. Dlatego nazwałam Cię „Horan'em” w kuchni, bo pierwsze co, to do lodówki biegniesz. - zaśmiałyśmy się obie.
- Dobra, dobra. Mów coś o Zayn'ie! - wykrzyczałam.
- Chwila, chwila. Uno momento. Zayn na końcu.
- No eeejj, nie rób mi tego...
- Cicho siedź i słuchaj! - powiedziała. - Harry. On kocha koty. Ma wielkie loki na głowie, dołeczki jak się uśmiecha i jest bardzo związany z Louisem. Mówią na nich Larry.
- Larry, że co? - spytałam zdziwiona.
- No, bo w One Direction są takie BROmance. Największym jest właśnie Larry. - szybko mi wytłumaczyła.
Oh god. Bromance, srance. Co oni jeszcze tam ukrywają? Nie wiem czy zdołam tak dużo o nich zapamiętać. - pomyślałam.
- Skup się! - przerwała mi. - Skoro jesteśmy przy Larry'm, to Louis kocha marchewki no i Harry'ego. Teraz Liam.
- Czekaj, czekaj. Niall ~ jedzenie, Harry ~ koty, Louis ~ marchewki, Harry i Louis, to Larry. Teraz Liam? Nie zapamiętam. Mamo! To gorzej niż matematyka. - przerwałam jej ze strachem w oczach.
- Hahaha, ze spokojem. Najważniejsze żebyś zapamiętała ich imiona. Dobra. Liam jest uważany za 'tatusia' zespołowego. On zawsze ma głowę na karku. Teraz pamiętaj! ON NIENAWIDZI ŁYŻECZEK!
- Buhahahahhahahahahahahhahaha, że co?! Łyżeczek? Buhahahahahha. - wybuchnęłam niespodziewanym śmiechem. Że co? Jak można nie lubić łyżeczek? Dziwny człowiek, dziwny.
- Are you fucking kidding me? Nie żartuj sobie ze mnie teraz. Wiem, to jest śmieszne, ale na serio pamiętaj, bo jak dasz mu łyżeczkę, to on chwyci Buzza i jest po Tobie.
- Kurna, chwilunia. Z czym Ty do mnie wyjeżdżasz?
- No Buzz. Z Toy Stroy. - puknęła mnie w czoło. - Pamiętaj! Liam kocha Toy Story, ale nienawidzi łyżeczek.
- Dobra, dobra. Teraz Zayn!
- Ehe. - westchnęła.
- Nie wzdychaj, tylko gadaj!
- Dobra, dobra. Zayn. On kocha lustra. Ma manie na punkcie swojego wyglądu. Musi zawsze wyglądać perfekcyjnie, zawsze! Więc nie zdziw się jak będzie poprawiał co chwile fryzurę.
- Lol, żartujesz? Mamo, to ja myślałam, że za bardzo dbam o siebie.
- No widzisz, a jednak. - dodała.
- Emmmm, i to wszystko?
- Oh god! Zapomniałam o najważniejszym! - widziałam jej przerażenie w oczach.
- Mamo! Co? Gdzie? Jak? - wystraszyłam się.
- HARRY UWIELBIA BIEGAĆ NAGO!
- Eeeeeeeeeeeeeee...? - mimowolnie otworzyła mi się buzia.
- Hahaha, no nie patrz tak na mnie, tylko nie się nie przestrasz jak wejdziesz do pokoju z wózkiem jedzenia, a tam taki golas będzie latać. - zaśmiała się Jess.
- Okeeeeeey. Zaczyna mnie to przerażać.
- Koniec na dziś. Czeka nas jutro wielki dzień. - dodała wstając z kanapy. - W łazience na piętrze masz uszykowane rzeczy. Wykąp się, przebierz i wbijaj do mnie.
- Okeeey.
Poszłam jak kazała. Oh god. Jaki ona ma dom. Jakie schody.
W łazience przesiedziałam chyba z jakieś 30 minut. Od razu poszłam do jej pokoju. Szybko trafiłam. Jej drzwi się wyróżniały. Były w moim ulubionym kolorze - czerwone.
Nie zdążyłam otworzyć drzwi, a już usłyszałam chyba ich piosenkę. Tak, nie myliłam się. To była piosenka One Direction.
- Jaka Ty szybka. Rozumiem, że przez całą noc będą lecieć te pioseneczki? - wydarłam się na cały pokój.
- Nie marudź, tylko kładź się już spać. Dziś tej nocy nie przegadamy. Przykro mi. - dodała wyłączając światło i muzykę w pokoju.
Ułożyłam się szybciutko pod ciepłą kołderką i w ułamku sekundy usnęłam.

sobota, 28 lipca 2012

VAS HAPPENIN?

Witamy na kolejnym blogu o One Direction! :3

Jedną z Adminek na pewno znacie z "All You Need Is Love" lub z "I love you Daddy". A druga jest dopiero początkująca w blogowaniu. Ale spokojnie, połapie się :D

Są dwie adminki. Dreamer i Shannon. Będziemy notki pisać na przemian.

No cóż, nie rozpisuję się. Mam nadzieję, że blog się spodoba.

A, jeszcze jedno. Wyznajemy zasadę: CZYTASZ - KOMENTUJESZ!